Prawdę powiedziawszy nie bardzo widzę sens dyskutowania z tymi panami. Z kilku względów. Ich krytyka protestantyzmu ma charakter raczej kulturowy i historyczny, niż teologiczny. Który z nich jest zawodowym teologiem? Lisicki? Braun? Cenckiewicz? Królikowski? To historycy (nawet nie historycy Kościoła), prawnik i polonista. Może Guz jako ksiądz jest teologiem, chociaż zajmuję się naukowo filozofią. Efektem są dziwne i dziecinne wręcz błędy. Np. historyk Cenckiewicz butnie stwierdza, że zna teologię M. Lutra, po czym przypisuje mu poglądy na Eucharystię, które ten zwalczał w "Wyznaniu o Wieczerzy Pańskiej". Guz usiłuje teologicznie niekiedy atakować Reformatora, ale jego argumenty bezwiednie trafiają w ...Apostoła Pawła.
Poza tym, poglądy tych panów to odgrzewane kotlety, apologetyka antyprotestancka w stylu sprzed soboru watykańskiego II. To środowisko wydało np. w tym roku książkę H. Belloca, który pisał w pierwszej połowie XX w. Wedle tegoż apologety dla "heretyków" najlepszym rozwiązaniem jest stryczek
Takich "dyskutantów" lepiej omijać z daleka. Z podobnymi (choć na wyższym poziomie) miał do czynienia M. Luter. Oni nie chcą dyskusji, tylko podporządkowania się jedynie słusznym poglądom. Co było widać w protekcjonalnym stosunku do C. Gmyza.
Trzeba sobie uświadomić, że powyżsi publicyści (bo taką wagę mają ich dzieła) są dziś przedstawicielami dość wąskiego i marginalnego środowiska nawet w Kościele rzymskim. Ideałem dla nich, pewną utopijną przecież wizją (w tym są, chcąc nie chcąc, modernistami), jest średniowiecze (ze stosami dla "heretyków" włącznie). I to właśnie z pozycji tej kulturowej utopii atakują protestantyzm.
Tak że nie ma co się napinać Podjęcie dyskusji sugerowałoby, że ich poglądy mają jakieś istotniejsze znaczenie. A tak nie jest
Czy "protestantyzm jest trupem"? To raczej ich pobożne życzenie. Z pewnością wyczerpała się i dogorywa pewna formuła organizacji Kościoła w protestantyzmie. Mianowicie formuła Kościoła państwowego czy ludowego. Dzisiejsze ekscesy z niej niejako wynikają. Chociaż dokonuje się formalny rozdział kościołów od państw, to jednak widać sile uzależnienie pewnych kościelnych rozwiązań od polityki i władz państwowych. Tam, gdzie państwo realizuje projekty lewicowe, a tak jest w Skandynawii, Niemczech, Wielkiej Brytanii czy USA, będą naciski na kościoły, by szły tą samą drogą. I one to na ogół czynią. A jako że jest to droga częściowo antychrześcijańska, to w pewnym sensie uśmierca duchowo te kościoły. Ci, którzy się przeciwstawiają, doznają prześladowania za wiarę, także, jak widać na przytoczonym przez Aleksandra przykładzie, ze strony politycznie uzależnionych władz kościelnych.
Ale czy protestantyzm jako taki jest "trupem"? Bynajmniej. Wystarczy odwrócić wzrok od Europy, gdzie chrześcijaństwo jako takie nie ma się najlepiej, i spojrzeć na Azję, Afrykę czy Amerykę Południową. Tam protestantyzm dynamicznie się rozwija. Spoza Europy i USA pochodzi już 73% protestantów.
Polecam wydaną niedawno niewielką książeczkę "Protestantyzm" Marka A. Nolla.
Protestantyzm można wykończyć tylko w jeden sposób: zabrać ludziom Biblię. I to byłby powrót do średniowiecza, kiedy to papieże zabronili jej lektury. Tam, gdzie wiara będzie karmiła się Słowem Bożym, protestantyzm będzie żywy.