M. Luter reformując Mszę, usunął z niej wszystko, „co zalatuje ofiarą”. Jednak ofiarą w tym sensie, jak to karykaturalnie pojmowano niekiedy w późnym średniowieczu, czyli ofiarą przebłagalną, w której kapłan składa ponownie w ofierze Jezusa, by uśmierzyć gniew Boga. Reformator przeciwstawia się Mszy papieskiej jako ludzkiemu działaniu, „dobremu uczynkowi”, który człowiek przynosi Bogu, żeby Go zjednać.
Ale w innych miejscach nie waha się mówić o ofierze w związku z Eucharystią, przy czym powiada, że nie Kościół składa w ofierze Jezusa, ale Chrystus ofiarowuje nam siebie oraz nas wraz z sobą Ojcu. Jest to zatem dzieło samego Boga. Pisał nawet, że Chrystus „ofiarowuje się za nas w niebie”, Kościół zaś włącza się w tę Jego ofiarę. Jest to zrozumiałe, gdy przyjmujemy wyłączne pośrednictwo Chrystusa-arcykapłana, który w niebie prezentuje Ojcu swoją ofiarę Krzyża. Ale też naszą modlitwę jako ofiarę dziękczynienia i uwielbienia.
Można też chyba przyjąć, że Eucharystia jest nie tylko pamiątką w sensie przypominania sobie, wspominania, ale i uobecniania, aktualizacji misterium paschalnego, w tym ofiary Krzyża. Z tym uobecnieniem związana jest realizacja obietnicy: odpuszczenie grzechów, uświęcenie, wieczne zbawienie, które dzięki Eucharystii stają się dla nas skuteczne.
Niektóre nowsze modlitwy eucharystyczne luterańskie zawierają odwołania do ofiary: „Panie, ześlij na nas i na te dary ofiarne Twego Świętego Ducha” (luteranie francuscy), „Wylej Twojego Ducha na nas i na te ofiary” (luteranie szwedzcy).
Czyli nie chodzi tutaj o odrzucenie ofiarnego charakteru Mszy jako takiego, ale raczej niewłaściwego pojmowania tego ofiarnego charakteru.
W związku z tym twierdzenie, że M. Luter odrzucał ofiarniczy charakter Mszy byłoby sporym uproszczeniem.
Czy dobrze myślę?
Czy wprowadzenie „ofiary” do modlitw eucharystycznych to dobry kierunek?