przez Agnes » Cz sty 12, 2012 12:19
Chce wcić uwagę osób interesujących się symboliką biblijną i chrześcijańską na dwie pozycje dostępne w języku polskim. Zostały one wydanae dosć dawno, 1989 roku przez Pax. Są autorstwa rzymskokatolickiego, jednak - jeżeli będziemy pamiętać o tej specyfice - to wydaje mi się, ze można wiele skorzystać z tych książek.
Pierwsza została napisana przez siostrę Dorotheę Forstner OSB z Opactwa St. Gabriel w Betholdstein. Jest to potężne tomisko. "Świat symboliki chrześcijańskiej."
Drugą napisał Manfred Lurker - "Słownik obrazów i symboli biblijnych.
Zwłaszcza ta pierwsza wydaje mi się wartościowa.
Pastorze Aleksandrze, przepraszam jeżeli poczuł się pastor urażony moją wypowiedzią. nie było to moim zamiarem, mówiłam raczej ogólnie niż osobiście do pastora.
Chodzi o to, że wg mnie symbolika chrzescijańska jest inna niż symbolika ST. Chrystus przesuwa punkt cieżkości symbolik, gdyz nie jest już tak ważny poziom symboliki świątyni. Stają się ważniejsze inne symbole. Słowo wcielone, nauczanie Krzyża (jak pisze Paweł), światłość, ciemność. Oczywiscie np. w USA są mikro-wspólnoty chrzescijanskie, które nadal obchodzą święta ST. Ale nie jest to praktyka chrzescijaństwa światowego. Jezus używa dynamicznej symboliki, "do przodu" - przypowieści, podobieństwa, w których opisuje głoszone przez Siebie Królestwo.
Dlatego mnie wydaje się, że nowe metody, zakorzenione tak mocno w symbolice ST - właśnie niepotrzebnie kompikują jasne, proste przesłanie Ewangelii. Jezus nie jest skomplikowany.
W Hebr 8 czytamy, ze Przymierze i Ofiara Chrystusa jest dokskonalsze niż przymierze synajskie i ofiary ST. Wszytsko jest nowe: lud i symbolika. Nie znaczy to, ze tamta jest nieważna. Po prostu jej czas minął, i pamiętajac o niej - nie jestesmy nią jednak związani.
Móiwąc o metapoziomach Biblii iałam na myśli to, że w jednej warstwie mamy tu do czynienia istotnie z opisem historiozoficznym , ale w głębszym sensie - jest to pewna matryca, pewien wzór, za pomocą którego możemy odczytywać prawdę o człowieku w ogóle. I o Bogu oczywiście. O człowieku - jaki jest, jaki powinien być, co mu się przydarza jako jednostce i jako zbiorowości. A o Bogu - jego niewyobrażalnej potędze intelektualnej i emocjonalnej (jeśli mogę użyć takich antropomorficznych kategorii). Tę intuicję gubimy niestety często w toku naszych intelektualnych dociekań nad Słowem (do siebie też kieruję ten zarzut). Jestem ostatnią osobą, która nie doceniałaby racjonalnego namysłu nad tekstem. Jednak nasza słuszna duma z naszego racjonalizmu prowadzi nas też często na manowce. I tak powstają potem leksykony "biblijne", w których nie ma hasła "szatan" czy "grzech".
Dostojewski w "Braciach Karamazow" mówi ustami starca Zosimy: "Co za księga to Pismo Święte! Jaki cud i jaka siłę dano dzięki niej człowiekowi. Niczym rzeźba świata i ludzi, i charakterów ludzkich i wszystko jest w niej nazwane i wskazane na wiekiwieków." Oczywiscie to tylko literatura - ale właśnie o tę prawdę mi chodzi.
Podobnie Branstaetter w "Kręgu biblijnym" (ksiażka, której wiele zawdzięczam) pisze: "Czytam niekiedy Pismo Święte jak kronikę naszych czasów (...) Czytajac o naszym czasie w Biblii rozumiem głęboko przeznaczenie historii, jej meandry, jej zygzaki i nieubłaganą docelowosć" Brandstaetter opatruje nawet "tytułami" (oczywiscie zabieg czysto literacki) fragmenty Biblii. Np: Obj. 13, 15-17 jako "Bestia hitlerowska", Jeremiasz 36, 27-32 jako "Literatura nielegalna", Izajasz 14, 4-20 jako "Hitler zstępuje do krainy umarłych", Izajasz 24, 1-6 jako "Wybuch bomby atomowej".
To właśnie mam na mysli mówiąc o głębi Biblii i tym, że musimy widzieć ją jako nie tylko narrację, ale tez metanarrację. A zatem pewnych rzeczy nie mozemy trzymać się kurczowo.
Co do przekładu - niestety, muszę powiedzieć, że wszyscy naprawdę znaczący bibliści pochodzą ze strefy jezyka niemieckiego. Nie jestem pewna, skąd to wynika - przypuszcza, ze ze struktury języka (co by tłumaczyło, dlaczego i nie ma bardziej prcyzyjnej filozofii niż filozofia niemiecka). Sama nie znam hebrajskiego ani aramejskiego. Muszę więc w pwenych sprawach komuś zaufać. Najbardziej godni zaufania wydają mi się bibliści niemiecko-języczni, i to niezlaeznie od ich przynależności konfesyjnej, co sie naprawdę bardzo rzadko zdarza.
Podczas ostatniego nabozeństwa nasz proboszcz słusznie powiedział, że do zrozumienia Słowa nie trzeba kończyć studiówteologicznych. Duch Święty daje zrozumienie, także "prostaczkom". Mam nawet wrażenie (oceniając siebie), ze zbytnie intelektualizowanie może byc wręcz kontrproduktywne. "Wysusza" Biblię. Dlatego wydaje mi się, że nie powinniśmy także przesadzac w doszukiwaniu się ultra-precyzjnych wykładni symboli. Na koniec mojej tyrady jeszcze cytat z Brandstaettera:
"Biblia jest podobna do Boga. Nie pozwala, by ja poznawano i zgłębiano do samego dna."