Używamy informacji zapisanych za pomocą plików cookies w celu zapewnienia Wam maksymalnej wygody przy korzystaniu z naszej strony. Korzystają z nich również firmy reklamowe. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartych w cookies kliknij "Akceptuj", w przeciwnym wypadku wyłącz ciasteczka dla tej witryny w ustawieniach swojej przeglądarki. Akceptuj

Różaniec luterański?

Dział przeznaczony w szczególności dla osób zainteresowanych Luteranizmem, które chcą uzyskać informacje w podstawowych kwestiach

Re: Różaniec luterański?

Postprzez Kamil M. » Pt lis 02, 2012 19:29

Jonah napisał(a):Lectio divina rozwinęła się już w czasach patrystycznych. Co prawda, głównie w klasztorach. W średnioweczu rzeczywiście większość chrześcijan nie umiała czytać. Czy tak było w starożytności? Społecznie zbory były zróżnicowane. Jednak nawet ci, którzy nie umieli czytać i nie mieli dostępu do ksiąg, słyszeli czytania biblijne w czasie liturgii, czy podczas objaśniania przez biskupa, więc mogli je później rozważać. To była kultura żywego słowa, ludzie mieli lepszą pamięć, wielu znało na pamięć całe księgi. Lektura więc i rozważanie Biblii nie musi przyjmować postaci lectio divina.

Trudno w ogóle nazwać zdanie się na czytanie przez kogoś na głos lekturą. Owszem, to była kultura żywego słowa. To jest zupełnie inny odbiór treści niż w kulturze słowa pisanego, nie mówiąc o drukowanym i elektronicznym. W kulturze żywego słowa słowo musi wniknąć do wnętrza człowieka, by mieć z nim jakąś trwałą interakcję. Medytacja nad słowem usłyszanym to mus :)
Niemniej chrześcijanie to lud księgi. I nie mamy innej możliwości komunikacji z Bogiem niż za pośrednictwem Słowa Bożego, które w Biblii się zawiera.

To dość muzułmańskie podejście, zwłaszcza to wykluczenie komunikacji z Bogiem poza Biblią jest bardzo radykalne. Myślę, że jednak większość chrześcijan tego stanowiska nie podziela.
Natomiast o różańcu czy komboskionie przed średniowieczem głucho.

Nic dziwnego, to tylko przedmioty.
Mnisi prawosławni zapożyczyli zresztą ze Wschodu więcej technik jogicznych, np. wpatrywanie się w pępek, wstrzymywanie odechu :D

To wymagałoby dowodu.

M. Luter zwalczał wszelkiej maści iluministów, którzy twierdzili, że Biblia im niepotrzebna i otrzymują, jak sądzą, bezpośrednie objawienia. Ciekawe, co miałby do powiedzenia o świecących "niewypowiedzianym światłem" hezychastach 8-)

Nie sądzę, by sprawiedliwym było wsadzać ich do jednego pudełka z iluministami, choćby dlatego, że pycha która kazałaby któremuś z nich powiedzieć, iż nie potrzebuje Biblii (jak również ojców, braci, sakramentów, Kościoła), zostałaby surowo napiętnowana od razu.
Kamil M.
 
Posty: 74
Dołączył(a): N wrz 25, 2011 20:44
Lokalizacja: Kraków
wyznanie: prawosławne
  

Re: Różaniec luterański?

Postprzez Jonah » Pt lis 02, 2012 20:32

Lektura to po prostu inaczej 'czynnośc czytania'. Może ona odbywać się w myślach - to dość późny sposób. Jeszcze ponoć św. Augustyn, choć w samotności, to czytał na głos. To była zwykła niegdyś praktyka. Albo czytał sekretarz. Pisano wówczas z myślą o głośnym czytaniu, stąd stosowanie zasad retoryki. Książek często nie pisano w ciszy i samotności, ale je dyktowano.

W Biblii mamy wszystko, co do Zbawienia człowiekowi potrzebne. Na początku nabożeństwa odczytywane jest "hasło tygodnia", którym jest tekst z Pisma Św. dany nam do rozważania. I to jest właściwa chrzescijańska medytacja, która ma być refleksją nad prawdami wiary zawartymi w Biblii, poglębiającymi ich rozumienie i pozwalającymi wyciągnąć wnioski praktyczne.

W XVI w. byli tacy, którzy, jak S. Franck, wyżej cenili to, co nazywali słowem wewnętrznym, jakimś bezpośrednim przekazem duchowym, od słowa zewnętrznego, czyli Pisma Św. Nie znaleźli jednak zrozumienia u reformatorów, jak M. Luter czy J. Kalwin. Również np. T. Munzer, anabaptysta, powoływał się na swoje wewnętrzne oświecenie, zaś Biblię nazywał martwą literą. Wierzył, że Duch Św. prowadzi go bezpośrednio przez sny i wizje. Ten też był przez M. Lutra zwalczany,
Nie chciałbym być, oczywiście, zrozumiany tak, że wykluczam np. możliwość komunikacji z Bogiem poprzez modlitwę czy liturgię. Tym bardziej nie wykluczam prowadzenia w osobistym uświęceniu przez Ducha Św. Nie o to chodzi. Ale raczej o taką "mistykę", która stawia swoje doświadczenie wyżej nad Słowo Boże.
Człowiek bowiem może poznać Boga i Jego wolę tylko za pośrednictwem Słowa Bożego. Dlatego co najmniej w sprawach wiary i moralności jedynym autorytetem jest dla nas Biblia - to zasada sola Scriptura. Dlatego możemy nazwać się ludem Księgi.

Historia powstania różańca nie jest właściwie wyjaśniona. Są tylko hipotezy. Jedna z nich wlaśnie wywodzi formę sznura modlitewnego z islamu i hinduizmu. Inni wszakże zwracają uwagę, że już starożytni mnisi chrześcijańscy, którzy nakładali na siebie obowiązek wielokrotnego (nawet kilkaset razy) powtarzania w ciągu dnia określonych modlitw, jakoś je liczyli. Używali kamieni, desek z otworami, czy sznurków z węzłami. To mogły być pierwotne formy różańca. Pewnie geneza jest złożona. Taka jednak forma, jaka znana jest dziś na Zachodzie, pochodzi z średniowiecza.

Co do hezychastów. Nie od razu ich tradycja w Kościele prawosławnym została uznana. Ich techniki i duchowość niektórzy teologowie uważali za kontrowersyjne. Przeciwnicy nazywali ich omphaloskopoi, czyli wpatrującymi się w pępek. Nie takie złośliwości są jednak najważniejsze, ale raczej przekonanie hezychastów, że za pomocą pewnych quasi-jogicznych technik można osiągnąć mistyczne poznanie Boga i dostąpić "przebóstwienia". To, moim zdaniem, zaprzecza Bożej suwerenności i przekonaniu, że udziela On łaski komu zechce, jak zechce i kiedy zechce darmo, bez żadnych zasług czy wysiłków ze strony człowieka. Po prostu, wygibasy przed Bogiem nie pomogą :D
Jonah
 
Posty: 746
Dołączył(a): So mar 03, 2012 01:09
wyznanie: chrześcijanin (KE-A)
dyplomy: 1
  

Re: Różaniec luterański?

Postprzez Kamil M. » Pn lis 05, 2012 11:19

Jonah napisał(a):Lektura to po prostu inaczej 'czynnośc czytania'. Może ona odbywać się w myślach - to dość późny sposób. Jeszcze ponoć św. Augustyn, choć w samotności, to czytał na głos. To była zwykła niegdyś praktyka. Albo czytał sekretarz. Pisano wówczas z myślą o głośnym czytaniu, stąd stosowanie zasad retoryki. Książek często nie pisano w ciszy i samotności, ale je dyktowano.

Jeszcze w późnym średniowieczu czytano nawet sobie prywatnie wyłącznie na głos (nawet gdzieś jest takie świadectwo mówiące o jakiejś znanej osobie, która zaskoczyła znajomych tym, że czytała bezgłośnie :) weszli kiedyś do niej do pokoju, okazuje się, że czyta, a go nie słychać). Chciałem zwrócić tylko uwagę na to, że lectio divina była przez długi czas bardzo elitarną praktyką.

W XVI w. byli tacy, którzy, jak S. Franck, wyżej cenili to, co nazywali słowem wewnętrznym, jakimś bezpośrednim przekazem duchowym, od słowa zewnętrznego, czyli Pisma Św. Nie znaleźli jednak zrozumienia u reformatorów, jak M. Luter czy J. Kalwin. Również np. T. Munzer, anabaptysta, powoływał się na swoje wewnętrzne oświecenie, zaś Biblię nazywał martwą literą. Wierzył, że Duch Św. prowadzi go bezpośrednio przez sny i wizje. Ten też był przez M. Lutra zwalczany,
Nie chciałbym być, oczywiście, zrozumiany tak, że wykluczam np. możliwość komunikacji z Bogiem poprzez modlitwę czy liturgię. Tym bardziej nie wykluczam prowadzenia w osobistym uświęceniu przez Ducha Św. Nie o to chodzi. Ale raczej o taką "mistykę", która stawia swoje doświadczenie wyżej nad Słowo Boże.
Człowiek bowiem może poznać Boga i Jego wolę tylko za pośrednictwem Słowa Bożego. Dlatego co najmniej w sprawach wiary i moralności jedynym autorytetem jest dla nas Biblia - to zasada sola Scriptura. Dlatego możemy nazwać się ludem Księgi.

Protestantyzm niewątpliwie ludem Księgi może się nazwać.

Historia powstania różańca nie jest właściwie wyjaśniona. Są tylko hipotezy. Jedna z nich wlaśnie wywodzi formę sznura modlitewnego z islamu i hinduizmu. Inni wszakże zwracają uwagę, że już starożytni mnisi chrześcijańscy, którzy nakładali na siebie obowiązek wielokrotnego (nawet kilkaset razy) powtarzania w ciągu dnia określonych modlitw, jakoś je liczyli. Używali kamieni, desek z otworami, czy sznurków z węzłami. To mogły być pierwotne formy różańca. Pewnie geneza jest złożona. Taka jednak forma, jaka znana jest dziś na Zachodzie, pochodzi z średniowiecza.

Otóż to. Umówmy się, że konstrukcja różańca nie wymaga geniuszu technologicznego :)

Co do hezychastów. Nie od razu ich tradycja w Kościele prawosławnym została uznana. Ich techniki i duchowość niektórzy teologowie uważali za kontrowersyjne. Przeciwnicy nazywali ich omphaloskopoi, czyli wpatrującymi się w pępek. Nie takie złośliwości są jednak najważniejsze, ale raczej przekonanie hezychastów, że za pomocą pewnych quasi-jogicznych technik można osiągnąć mistyczne poznanie Boga i dostąpić "przebóstwienia". To, moim zdaniem, zaprzecza Bożej suwerenności i przekonaniu, że udziela On łaski komu zechce, jak zechce i kiedy zechce darmo, bez żadnych zasług czy wysiłków ze strony człowieka. Po prostu, wygibasy przed Bogiem nie pomogą :D

Ściśle rzecz biorąc za kontrowersyjne uważali je teolodzy będący pod wpływem Zachodniej scholastyki, a dokładnie chodziło o kwestię stworzoności bądź niestworzoności działań (energii) Bożych, zaś przezwiska w rodzaju omphaloskopoi - jak to przezwiska - służyły zwykłej deprecjacji stanowiska monastycznej teologii Wschodu. W praktykach hezychastów nie chodziło i nie chodzi o jakieś zasługi - to jest pomysł zachodni, że w relacji z Bogiem istnieją w ogóle jakieś zasługi. Praktyki te są właśnie owocem relacji z łaskawym Bogiem, dążeniem do jak największego jej pogłębienia, ale nie dlatego, że wykonanie tego czy owego automatycznie zaskarbia coś.
Kamil M.
 
Posty: 74
Dołączył(a): N wrz 25, 2011 20:44
Lokalizacja: Kraków
wyznanie: prawosławne
  

Poprzednia strona

Powrót do Różne pytania

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości

cron