Używamy informacji zapisanych za pomocą plików cookies w celu zapewnienia Wam maksymalnej wygody przy korzystaniu z naszej strony. Korzystają z nich również firmy reklamowe. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartych w cookies kliknij "Akceptuj", w przeciwnym wypadku wyłącz ciasteczka dla tej witryny w ustawieniach swojej przeglądarki. Akceptuj

Granice chrześcijańskiej tolerancji

Dział przeznaczony w szczególności dla osób zainteresowanych Luteranizmem, które chcą uzyskać informacje w podstawowych kwestiach

Granice chrześcijańskiej tolerancji

Postprzez Witold » Pn cze 02, 2014 23:05

Powiedzcie mi proszę, jak uważacie, gdzie leży granica tolerancji chrześcijanina? W różnych miejscach w internecie gdzie rozmawia się na temat kondycji chrześcijaństwa, postępowych prądów itd, często padają słowa typu: "nie baw się w Pana Boga", "Jezus wybaczał, dlaczego ty jesteś taki zawzięty. Jeśli jesteś bez skazy to rzuć kamieniem".
Z drugiej strony przymykając oko na wszystko możemy szkodzimy własnemu Kościołowi.
Jak myślicie, kiedy i jak daleko można sobie pozwolić na "pouczanie" innych?
Witold
 
Posty: 654
Dołączył(a): Cz lis 29, 2012 23:17
wyznanie: ewangelicko-augsburskie
dyplomy: 1
  

Re: Granice chrześcijańskiej tolerancji

Postprzez Jonah » Wt cze 03, 2014 12:54

Żyjemy dziś w czasach dość radykalnego relatywizmu moralnego. Wielu jest przekonanych, że nie ma żadnych ogólnie obowiązujących wartości i jakiejś wyróżnionej ich hierarchii. Zamiast tego szerzy się przekonanie, że wszelkie wartości są równoprawne i każdy może sam sobie własną ich hierarchię ustanawiać. Wszelkie zachowania są dozwolone, z ewentualnym zastrzeżeniem: o ile nikogo się nie krzywdzi (jednak rozumienie krzywdy jest też relatywizowane, np. pedofile już twierdzą, iż nie krzywdzą dzieci). Skoro tak, to jakakolwiek ocena czynu pod względem moralnym będzie odbierana jako agresja i opresja. Między ludźmi o zróżnicowanych hierarchiach wartości dialog na temat norm moralnych staje się niemożliwy. Ocena uznawana jest za równoważną z osądzeniem i potępieniem. W ten sposób człowiek zostaje pod względem moralnym rozbrojony. Jego sumienie, pozbawione jakiejkolwiek orientacji i punktów odniesienia, którego zadaniem jest właśnie ocena działania pod względem moralnym, więdnie. Wzrastanie w dobrym staje się niemożliwe. W takim klimacie jest coraz mniej „grzeszników”, a coraz więcej „sprawiedliwych”. W rzeczywistości zaś społeczeństwo zamienia się w hordę osobników narcystycznych, dla których inny (małżonek, dziecko, rodzic) staje się tylko narzędziem lub przeszkodą w realizowaniu chwilowych zachcianek, pragnień i namiętności. Takiemu człowiekowi trudno jest wykazać, że np. aborcja czy eutanazja są złem. Na wszelkie próby sugerowania narcyzowi, że może postępować źle, ten reaguje agresją: przecież wedle wyznawanej przez siebie, subiektywnie ustanowionej, hierarchii wartości nie postępuje on źle. W imię czego zatem ktoś go może pouczać. Przecież żadna hierarchia wartości, która przekraczałaby subiektywność i jednostkowość, oparta choćby np. na Dekalogu, wedle niego nie istnieje.
Taki sposób myślenia niekiedy przenosi się do Kościoła. Mówi się, że Jezus nikogo nie potępiał. Wręcz przeciwnie, czyni się z Niego mistrza permisywizmu. Niewygodne teksty Ewangelii, które mówią o potępieniu i piekle, jak np. Łk 13: 22-30, Mt 25: 31-46, załatwia się za pomocą metody historyczno-krytycznej, twierdząc, iż Jezus nigdy tych słów nie wypowiedział, a jedynie zmyślił je Ewangelista. Z każdego, kto stoi na gruncie Dekalogu i śmie przypominać o nim innym, czyni się współczesnego faryzeusza, nie bacząc na to, że bez Prawa i Łaska staje się zbędna. Bo po co Łaska komuś, kto nie chce przyjąć do wiadomości pouczenia (!) Prawa, iż jest grzesznikiem, a z ewentualnym grzechem załatwia się poprzez subiektywne kreowanie zmiennych hierarchii wartości?
W Biblii jednak znajdziemy teksty o tym, że należy upomnieć brata, gdy źle czyni, jak Ez 3: 18-19; Mt 18: 15-18; Gal 6: 1; 2 Tm 2: 24-26. Skąd wiemy, że źle czyni? Nie z naszego subiektywnego widzimisię, ale z Prawa Bożego. Tylko w oparciu o Prawo Boże możemy ocenić czyn pod względem moralnym, czy to swój czy cudzy, co oczywiście nie jest tożsame z potępieniem, bo potępić może tylko Bóg, mając pełną wiedzę o człowieku i uwarunkowaniach jego działania. W upominaniu zatem nie ma, i nie powinno być, nic osobistego, tylko przypomnienie o Słowie Bożym i zachęta do upamiętania. Ez 3, 18-19 nakłada wręcz obowiązek upominania i odpowiedzialność za grzech nieupomnianego kładzie na barki tego, co upominania unika.
Jonah
 
Posty: 746
Dołączył(a): So mar 03, 2012 01:09
wyznanie: chrześcijanin (KE-A)
dyplomy: 1
  

Re: Granice chrześcijańskiej tolerancji

Postprzez Witold » Śr cze 04, 2014 07:53

Wielkie dzięki Jonah, myślę że postawiłeś dobrą diagnozę. Duża część mojego towarzystwa ma luźne poglądy, niektórzy nawet często chodzący do kościoła (rzymskokatolickiego) mają tak skrajnie liberalne poglądy, nawet w sprawach zdrady małżeńskiej. Często czuję się tak jakbym pochodził z innego wieku. Coraz częściej kryję swoje oburzenie bo moje opinie tyczące się postawy moralnej są tak odmienne od opinii osób z którymi mam do czynienia, że szkoda język strzępić.
Witold
 
Posty: 654
Dołączył(a): Cz lis 29, 2012 23:17
wyznanie: ewangelicko-augsburskie
dyplomy: 1
  


Powrót do Różne pytania

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości