Odeszła wielka polska poetka, nie da się zaprzeczyć, ze genialna, że noblistka. Ledwo oczy zamknęła - już zaczęło się jej opluwanie - że się "władzy sprzedała". Miała w swoim zyciu epizod jaki miała - jak wielu ludzi, którzy żyli w czasach totalitaryzmu. I jeśli ktoś oprócz Boga ma prawo ich oceniać, to ci, którze wtedy stawiali jawny opór - ale ci często nikogo nie potępiają.
Nikt więcej, a na pewno nie ludzie urodzeni w wolnej Polsce, w czasach kiedy z władzy można się śmiać, żartować i wybrać sobie nową, jak się stara nie podoba. Chyba niewlele mnie bardziej nie wkurza, niż ci młodzi ludzie, którzy innym grzebią w przeszłości, wyciągają błędy, brudy i pouczają jak powinni się zachować i mówią jak oni sami by się zachowali. A jak pisała Szymborska - tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono. Najłatwiej zgrywać bohatera, jak nic nam nie grozi. Łatwo o odwagę, jak się strachu nie poznało.
No i jej zyciorys nie wpływa na to, że jej twórczość była wielka. Jakbyśmy mieli dokonania ludzi oceniać przez pryzmat ich błędów, to nikt nie byłby godny chociaż notki w podręczniku.
Powiedzcie, jak można kimś gardzić po śmierci i głośno o tym mówić, jesli ten ktoś nie jest zbrodniarzem, gwałcicielem, mordercą?
Jak można uważać się za chrześcijanina i jednocześnie tak gardzić człowiekiem, wypominać mu błędy? Czy to naśladowanie Chrystusa, co jadał z celnikami, czy faryzeuszy, co się szczycili jacy to oni idealni?
Byłam wczoraj w szoku, kiedy przeczytałam wypowiedź pewnej młodej polonistki - osoby w sumie na poziomie, inteligentnej.
Ktoś nie lubił Szymborskiej? Ma prawo. Ale zeby jeszcze nie ostygła, a już kłapać na nią ozorem? Aż ciśnie się na usta fragment wiersza Norwida:
(...)
Każdego z takich, jak ty, świat nie może
Od razu przyjąć na spokojne łoże,
I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,
Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,
Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem
Później... lub pierwéj...