Jak wyznaje autor, S. Harris, tekst „The Number of the Beast” miał powstać z inspiracji filmem “Damien: Omen II”. Można i ten film interpretować jako ekspresję ludzkich lęków, pamiętając o konwencji horroru, ale można też tutaj widzieć apologię zła. Moc owego zła przedstawiona jest jako przemożna, nic jej nie jest w stanie pokonać, żadna wiara, żaden egzorcyzm, a każdy, to stanie mu na drodze musi zginąć. Taka „katecheza” może wielu nastawionych na powodzenie w świecie prowadzić do przekonania, że lepiej służyć diabłu, niż Bogu, skoro wydaje się on mocniejszy. Zwłaszcza że głoszą ją ludzie, którzy osiągają znaczące sukcesy medialno-komercyjne, tworząc coś, co moim, i nie tylko, zdaniem jest miernej wartości. Jest to jedno ze źródeł fascynacji satanizmem.
Kiedy ukazał się album „The Number of the Beast” (1982), niektórzy amerykańscy chrześcijanie publicznie spalili wiele jego kopii. Uznany bowiem został za satanistyczny. Nie wszyscy, nawet chrześcijanie, się jednak z tym zgadzali.
Członkowie zespołu nie ujawniają wprost swoich poglądów na religię. Wokalista, B. Dickinson, wyznał, że używają w swoich tekstach religijnej symboliki jako środka wyrazu, trochę na zasadzie wykorzystywania materiału mitologicznego (pewnie również chrześcijańskie Objawienie to dla nich tylko ‘mitologia’). Miał przyznać wszakże też, że inspiruje ich okultyzm, konkretnie tarot oraz idee A. Crowleya. I tutaj już jesteśmy w domu. Bo „Mistrza Bestię” można już satanistą nazwać, był przy tym zażartym wrogiem chrześcijaństwa. Jego zaś wpływ na wielu rockmanów trudno przecenić. Być może stąd ten pseudoegipski anturaż ostatnio na koncertach Iron Maiden i eksponowanie „oka Horusa”, które, zinterpretowane jako „oko Lucyfera”, stało się jednym z satanistycznych symboli. W takiej formie, jaka występuje na centralce bębnów Iron Maiden, można je zobaczyć na okładce czasopisma „The Equinox” wydawanego przez „Argentium Astrum”, zakon założony przez A. Crowleya, albo na jego „magicznej” czapce.
Niemniej i w Iron Maiden mamy jednego chrześcijanina. Ponoć przeszło dziesięć lat temu, dzięki świadectwu i modlitwie swojej żony, nawrócił się perkusista Nicko McBrain. Jak on to godzi z satanistycznym (a przynajmniej pogańskim) symbolem na swojej centralce, hm... jedynie „bogowie”, jak się sami nazywają, heavy metalu raczą wiedzieć.