pastor Aleksander napisał(a):Jonah napisał(a):Trzeba wszkaże pamiętać o jednej bardzo ważnej różnicy. W ewangelicyzmie Kościół rodzi się ze zwiastowania Słowa. Jest ono zatem czymś nadrzędnym, czemu Kościół musi się podporządkować, o ile chce być autentycznym Kościołem Chrystusa. Tam gdzie wiernie zwiastuje się Słowo i właściwie udziela się Sakramenty, tam jest Kościół. Słowo ma prymat nad Kościołem. W rzymskim katolicyzmie jest niejako odwrotnie. Kościół jest czymś nadrzędnym wobec Słowa. Uważa się, że jest on gwarantem tego, że Słowo będzie poprawnie zwiastowane. W ten sposób Słowo zostaje zawłaszczone i podporządkowane Kościołowi, a właściwie nauczycielskiemu urzędowi, który staje się niezbędnym pośrednikiem. Dlatego rzymski katolik sam czytać Biblii nie może, zawsze za plecami ma cień owego pośrednika, który go poucza i instruuje.
Rozumiem wywód i oczywiście zgadzam się z nim. Być może pochodząc z innych środowisk protestanskich widzę też zagrożenia. Takie postawienie sprawy jest istotne w sytuacji, gdzie rozważamy samo założenie wstępne Autorytetu. Jednak w szerszym kontekście teologii zasadę "zbawienia nie ma poza Kościółem" uważam za ważniejszą. Już tłumaczę co mam na mysli. Po pierwsze Słowo jest związane nierozerwalnie z Duchem Świętym. Ten sam Duch włącza nas do Ciała/Kościół, a to wszystko jest zwiazane ze zobą. Słowo i sakreamenty związane ze sobą nierozerwalnie, a jest to możliwe tylko w jednym środowisku = Kościół.
Historia zaś pokazała przykry przykład. Kościoły refomowane na poczatku podobnie wyznawały zasadę "Tam gdzie wiernie zwiastuje się Słowo i właściwie udziela się Sakramenty, tam jest Kościół." Jednak uwypuklanie nadrzędności autorytetu Słowa doprowadziło do rozdzielenie od sakramentów (życie Kościoła). Po 500 latach mamy już całkowite zaniedbanie sakramentów. Skutki zaś tego są jeszcze bardziej tragiczne. Kolejni nasladowcy, mam na myśli rózne kościoły ewangeliczne, porzuciły nawet samą myśl o Kościele "widzialnym" (osobiście preferuję terminologię Kościół Historyczny i Kościół Eschatologiczny) i fascynują się przynależnością do Kościoła "niewidzialnego". Nie potrzebują już nabożeństw i kazań, spiewania psalmów, a o liturgii już nie wspomnę. Szukają"radości" w grupkach domowych i temu podobnych pomysłach.
Ciekawe, że kościoły zielonoświatkowe i charyzmatyczne doszli w zasadzie do tego samego co KRK. Objawienie wcale nie zostało zamknięte, według nich, lecz dalej pozostaje otwarte na uzupełnienie, wyjaśnienie przez samozwańczych proroków.
Jeszcze jedna sprawa na którą chciałem zwrócić uwagę. Teologia, czy samo Pismo Św. nigdy nie powinno być poznawane w samotności. Zostało Ona napisane w taki sposób aby było czytane, lub śpiewane publicznie, do publicznego rozważania. Nasz Bóg jest Trójcą Świętą. W nim Słowo rodzi się Od Ojca do Syna przez Ducha. Dlatego i nasza teologia powinna być poznawana w kontekście Kościoła, czyli dyskusji i krytyki innych teologów, pastorów i wierzących, a nie samodzielnie. Właśnie dlatego nabożeństwo jest liturgiczne: Bóg rozmawia ze swoim ludem (dialogo). A nie show jednego mówcy: monolog.
Być może polemicznie przeakcentowałem pewne rzeczy, więc się nieco skoryguję.
Duch Św. jest dany nie tylko każdemu chrześcijaninowi z osobna, ale całemu Kościołowi. Jego działania nie można nawet ograniczać do Kościoła chrześcijańskiego (nie mówiąc już o rzymskokatolickim), skoro to On doprowadza do wiary, zaś wiara jest Jego darem. Choć życia Ducha Św. nie da się ograniczyć, ani skanalizować, to Kościół pozostaje jednak wyróżnionym środowiskiem Jego działania: to tutaj bowiem zwiastowane jest Słowo i sprawowane Sakramenty, które niosą zbawienie. Dlatego można powiedzieć: „Poza Kościołem nie ma zbawienia”. Niemniej Kościół nie może nigdy rościć sobie pretensji do bycia panem Słowa, ale może być co najwyżej jego sługą. Nawet Sakrament sprawowany w Kościele rodzi się niejako ze Słowa. To właśnie Słowo decyduje, że dana materia staje się Sakramentem. Żadna akcja liturgiczna dokonywana przez kogokolwiek (np. „konsekrowanego” w Kościele „kapłana”) nie uczyni z chleba i wina Ciała i Krwi. Musi dołączyć się Słowo. Na tym chyba polega reformacyjny prymat Słowa. Chrystus-Słowo jest Panem, najwyższym suwerenem. I żaden partykularny Kościół nie może Go sobie zawłaszczyć. Przeciwnie, musi liczyć się z tym, że jak przestanie wydawać dobry owoc, zostanie odcięty.
Pisząc, że chrześcijanin Biblię czyta sam nie miałem na myśli samotnie. Jeden chrześcijanin, to żaden chrześcijanin. Chodziło mi o to, że w Kościele nie ma podziału na jakichś ludzi „duchowych”, którzy mają wgląd we właściwy sens Pisma i resztę, która jest tylko pouczana. W Kościele wszyscy są duchowi, więc mają prawo do tego, aby sprawdzać, czy aby dana opinia jest zgodna z Biblią. Tak pojętą analogię umożliwia wyeksponowanie sensu literalno-historycznego w protestanckiej egzegezie biblijnej, jak i zasada, że Pismo interpretuje siebie samo.
Moim skromnym zdaniem, do obniżenia rangi Sakramentów prowadziło ich zwingliańskie (pod wpływem platonizmu) pojmowanie, zwłaszcza Wieczerzy Pańskiej, czemu przeciwstawił się M. Luter. Jeśli Sakrament jest tylko publicznym wyznaniem wiary i psychologiczną pamiątką (przypomnieniem, a nie liturgiczną anamnezą), to dochodzi do przeakcentowania osobistej wiary i subiektywności. Właściwie wszystko dokonuje się już w subiektywnej wierze jednostki, a Sakrament jest tylko tego uzewnętrznieniem, z którego łatwo daje się zrezygnować. Jeśli jednak wyznajemy, że w Sakramencie mamy odpuszczenie grzechów, wybawienie od śmierci i diabła, narodzenie na nowo, udzielenie życia wiecznego, a nawet spotykamy się z rzeczywistym, żywym Chrystusem, to zachowany zostaje ten moment obiektywności, mimo zaznaczenia konieczności wiary dla skuteczności Sakramentu.
Natomiast koncepcja Kościoła niewidzialnego jest niezwykle realistyczna i ...ekumeniczna. W myśl M. Lutra i J. Kalwina nie jest żadna platońska idea, bo ten Kościół, communio sanctorum, składa się z realnych ludzi i zawsze ma swoją widzialną reprezentację. Nie da się jednak tego Kościoła utożsamić z żadną konkretną denominacją czy którymś z Kościołów partykularnych. Poza tym w Kościele widzialnym do końca świata będą szczerzy chrześcijanie oraz różni konformiści (przypowieść o kąkolu i pszenicy). Tylko ci pierwsi tworzą ten Kościół niewidzialny, który przekracza granice denominacji. Nie chodzi więc tutaj o odrzucenie wspólnoty, czy lekceważenie Sakramentów – jak to być może dziś pojmują niektórzy „charyzmatycy”. Jako źródło takiego lekceważenia wskazałbym też mistykę o orientacji neoplatońskiej i panteistycznej, np. begardzi, Johannes Eckhart i ci, wszyscy radykalni reformatorzy (np. S. Franck), których zwalczali M. Luter i J. Kalwin.