Najzabawniejsze jest to, że ten mężczyzna mógł być powołany na ten urząd właśnie dlatego, że mężczyzną jest.
Dlaczego? ELCA chyba dopuszcza kobiety do urzędu biskupa?
Z tym Feuerbachem to ciekawa sprawa. W 10. rozdziale "Istoty chrześcijaństwa" [1] oskarża chrześcijaństwo o zacieranie różnic między płciami dlatego, że jest w stanie uważać Boga za Osobę nie przypisując mu płci. Dla Feuerbacha osobowość jest niemożliwa bez cielesności, a cielesność bez płci (tłum. własne, podkr. oryginalne, trochę poszarpałem ten w oryginale rozwlekły fragment):
Osobowość, jaźń, świadomość bez natury jest niczym, albo, co na jedno wychodzi, pustym, pozbawionym istoty abstraktem. Ale natura jest, jak dowiedziono i jest jasne samo z siebie, niczym bez formy [Leib]. [...] Tylko przez ograniczenie w przestrzeni osobowość okazuje się prawdziwa. Ale forma jest niczym bez ciała [Fleisch] i krwi. Ciało i krew jest życiem, a życie jedyną rzeczywistością formy. Ale ciało i krew jest niczym bez tlenu różnic między płciami. Różnica między płciami nie jest powierzchowna i ograniczona do określonych części ciała, jest różnicą w istocie, sięga do szpiku i kości. Istotą mężczyzny jest męskość, kobiety - kobiecość. [...]
[...] Cóż jest cnotą, sprawnością człowieka jako mężczyzny? Męskość. Człowieka jako kobiety? Kobiecość. Ale człowiek istnieje tylko jako mężczyzna i kobieta. Sprawność i zdrowie człowieka zawiera się zatem w tym, że jako kobieta jest taką, jaką powinna być kobieta, jako mężczyzna takim, jakim powinien być mężczyzna. [...]
To naprawdę ironia, że ateistyczny filozof polemizujący przeciwko chrześcijaństwu popełnił tu taką obronę tego, co niektórzy nazywają dzisiaj "binarnym modelem płci", a czego bronią głównie konserwatywni chrześcijanie. Z początku drugiego akapitu wyciąłem jedno zdanie, które bez problemu wypełniłoby używane obecnie definicje tzw. "mowy nienawiści".
Można wyciągnąć wniosek z tego obrotu wydarzeń - mianowicie, jak bardzo mylił się Feuerbach i jemu podobni filozofowie, myśląc, że jak religia zostanie zdekonstruowana i porzucona, zatryumfuje zdrowy rozsądek i światopogląd oparty na obiektywnych, empirycznych podstawach. Jeszcze dzisiaj jest sporo ludzi, którzy tak myślą. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: upadek wiary idzie w parze z upadkiem obiektywnej prawdy i moralności, a w końcu i zdrowego rozsądku. Realizuje się dokładnie to, o czym pisał ap. Paweł w 1. rozdziale listu do Rzymian: "Mienili się mądrymi, a stali się głupimi", ze wszystkimi tego konsekwencjami. Może rzadziej zauważanym aspektem tego fragmentu jest, że
przyczyną grzechów, które opisuje Paweł, jest filozofia odrzucająca Boga i przypisująca nadrzędną rolę przyrodzie.
ludzie, którzy uważają, że ich płeć określa jedynie ich świadomość, są par excellance czystymi idealistami i antynaturalistami
Słyszałem ciekawą analogię między tymi poglądami a gnostycyzmem. Artykuł wyznania wiary mówiący "zmartwychwstaniu ciała" wyraża stanowisko chrześcijańskiej ortodoksji, że ciało jest nieodłączną częścią człowieka jako Bożego stworzenia. Nie ma "mnie" bez mojego ciała, dlatego zmartwychwstanie musi obejmować też ciało. Jest to odrzucenie herezji (gnostyckiej?), która głosiła, że ciało jest fałszywym obrazem człowieka i musi ulec zniszczeniu, żeby duch mógł zostać uwolniony.
Pogląd, że ciało może być fałszywym obrazem czyjejś "prawdziwej tożsamości" (duszy?) jest więc niezgodny z naszą wiarą. Oczywiście, tak jak piszesz, jest też całkowitym zaprzeczeniem ateistycznego materializmu, który twierdziłby, że jedynym sensownym źródłem tożsamości jest to, co materialne (dokładnie jak Feuerbach powyżej), ale tym nikt wydaje się nie przejmować.
[1] w jęz. niemieckim
dostępne tutaj