Niespełna miesiąc temu ks. Olaf Latzel, proboszcz ewangelickiego kościoła św. Marcina w Bremie, komentując historię o Gedeonie z Księgi Sędziów, wygłosił żarliwe kazanie, w którym przypomniał, że ekumenizm nie może prowadzić do relatywizowania chrześcijaństwa i ewangelicyzmu, co grozi synkretyzmem religijnym. Podkreślił, że z Biblii i pism Reformacji wynika, iż chrześcijanie i muzułmanie nie czczą tego samego Boga. Dlatego wspólne modlitwy z muzułmanami nie są możliwe; to grzech. Nadto zauważył, że takie praktyki, jak stawianie sobie w domach posążków Buddy, wiara w amulety, czy rzymskokatolicki kult relikwii, można w świetle ewangelickiego chrześcijaństwa określić jako nonsensy i bałwochwalstwo. Drogą do zbawienia bowiem jest jedynie wiara w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który za nas, grzeszników, umarł na krzyżu.
Kazanie to wzbudziło gwałtowne reakcje ze strony władz Ewangelickiego Kościoła Bremy, jak również liberalnych pastorów i teologów. Tęczowi pastorzy rychło w liczbie kilkudziesięciu zgromadzili się pod hasłem „miłujemy różnorodność” na schodach bremeńskiego kościoła. „Historyczno-krytyczni” teologowie ocenili kazanie negatywnie, zarzucając nadużywanie obrazów biblijnych w celu głoszenia „nienawiści do innych religii” oraz „podżegania do przemocy”. Ks. O. Latzel został, dość sztampowo i histerycznie, oskarżony o „fundamentalizm”, „rasizm”, „dyskryminację” etc. Lewicowe media i inni krytycy przypięli mu nawet etykietę „kaznodziei nienawiści”. Całkowicie przy tym przemilczano, iż w tym samym kazaniu wyzwał on do pokojowego współistnienia religii. Mimo iż pastor i parafia przeprosili tych, których uczucia religijne mogły zostać urażone poprzez dobór zbyt mocnych słów, władze Kościoła, uznawszy kazanie za „naganne”, zapowiedziały sankcje dyscyplinarne, z czego się jednak wycofano i sprawa ma zakończyć się „debatą teologiczną”. Co więcej, sprawą zainteresowała się prokuratura, badając czy nie zachodzi tutaj aby przypadek jakiejś wywrotowej działalności.
Natomiast wierni ze św. Marcina, wraz z Radą Parafialną, stanęli murem za swoim proboszczem, który nota bene nie dał się zastraszyć nagonce i podkreślił, że nadal podtrzymuje to, co powiedział. Na kolejne nabożeństwo, w czasie którego ks. O. Latzel miał wygłosić kazanie, przybyli oni tłumnie, by powitać go owacją na stojąco. Parafia odebrała wiele tysięcy listów ze słowami poparcia. Na Facebooku założono stronę „Solidarität mit Olaf Latzel”, która ma już przeszło 7 tysięcy polubień. W niezależnych mediach społecznościowych zaś krytycznie wypowiadano się głównie o władzach BEK i EKD. To niezamierzony zapewne efekt nagłośnienia sprawy.
Cóż, w kazaniu ks. O. Latzela nie ma nic, z czym mógłbym się nie zgodzić. Sprawa ta pokazuje, jak głęboko władze Kościoła ewangelickiego w Niemczech przesiąknięte są liberalną teologią i lewicowymi ideologiami, dla których są w stanie poświęcić nawet prawdę, iż jedynym Zbawicielem jest Jezus Chrystus. Okazuje się jednak, że wielu wiernych nie podziela takich poglądów swoich „pasterzy”.