Jacek napisał(a):Widzisz Jonah, zeby pisac o klasztorach luteranskich, to nalezy sie do nich udac, a dopiero mozna dyskutowac, bo przypomina to wypowiedz za czasow PRL sekretarza partii, ktory nie byl na zachodzie, wiec szystko co dotyczylo krajow zachodnich widzial w krzywym zwierciadle i tu jest podobnie, ze ktos nie bedac w takim klasztorze , z braku praktycznej wiedzy zabiera glos. Przedewszystkim zakony protestanckie nie sa zakonami kontenplacyjnymi !!!!, lecz zakonami ukierunkowanymi na bezposrednia pomoc innym i prace. Tak jest w Ostanback, ktory to klasztor Benedyktynski zakladala grupa ksiezy, i teologow luteranskich min, Docent Uniwersytetu w Uppsali zarazem ksiadz Kosciola Szwecji Caesarius Hans Cavallin. Do tego klasztoru przybywaja goscie, ktorzy w skupieniu i ciszy poszukuja, wiary w Boga, ktorzy maja problemy z alkoholem, i narkotykami, a takze imigranci ktorzy maja problemy z azylem politycznym. Podobnie jest ze siostramii zakonnymi w Knivsta w tym luteranskim klasztorze Missionsprovinsen, opiekuja sie porzuconymi o chorymi dziecmi imigrantow przez 24 h, i ktos tu jeszcze powie ze mu zalatuje papizmem, to mu powiem ze zalatuje glupota i dyletanctwem takiego czlowieka. Jesli ktos w przyszlosci chce sie wypowiadac na dany temat, to niech najpierw w praktyce sprawdzi dana sprawe, a pozniej sie wypowiada na dany temat, a nie co mu ktos tam kiedys powiedzial. Ci zakonnicy luteranscy, nie uwazaja sie za cos lepszego od swieckich, ale jest to sposob na zycie.
Skoro tak, to nie ma problemu.
Pamiętać wszakże należy o jednej rzeczy. Otóż ruch monastyczny nie narodził się w Kościele luterańskim w XX wieku, ale w IV wieku w Egipcie. Dlatego obciążony jest długą, dość zawikłaną i nie zawsze chlubną (np. jeszcze niedawno jakoś czytałem o skandalach homoseksualnych w klasztorach prawosławnych), historią. Ewangelicki ruch monastyczny nie jest czymś, co powstaje od początku, ale raczej próbą odrodzenia tego, co było. W XVI-wieku, również w Szwecji, likwidowano klasztory nie tylko z tego względu, że życie mnichów było skandaliczne, ale wydawały się też nieużyteczne dla Kościoła/społeczeństwa.
Jednymz kontrowersyjnych pytań spornych, opracowanych na zlecenie króla Gustwa Wazy było: "Czy życie klasztorne ma swoje podstawy w Piśmie?", co świadczy conajmniej, że były co do tego wątpliwości. Klasztorów bronili wówczas rzymskokatolicy, jak Peder Galle, dla którego życie zakonne to najkrótsza droga do zbawienia. Przeciwko temu, Olaus Perti stwierdził właśnie, że w Biblii nie ma żadnych racji za zakładaniem klasztorów. Ordynacja z Vasteras z 1527 roku sugeruje, że mnisi żebrzący "ulegają w swoim postępowaniu kłamstwu i fałszowi". Orydanacja z Vasteras z 1544 znosi w końcu "wszystkie bractwa i konwenty".
Dopiero bodaj Konferencja Biskupów w 1990 roku uznała, że jest to autentyczny sposób życia i świadectwa ewangelickiego. Mówi się tam o posłudze, uwielbieniu i modlitwie, ale chyba nie ślubach zakonnych.
M. Luter zdaje się był przeciw zakonom klauzurowym/kontemplacyjnym, których członkowie prowadzili pasożytniczy tryb życia. Nie miał natomiast nic przeciw wspólnotom, które zajmują się działalnością diakonijną i kształceniem. Bo te były pożyteczne. Pożytek, który niby ma płynąć z tego, że mnisi modlą się za cały Kościół, jak też pokutują za tych, którzy pokutować nie mogą, nie jest z ewangelickiego punktu widzenia żadnym pożytkiem. Bo to pierwsze mogą robić i nie mnisi, a to drugie, wobec sola fide, nie ma żadnego znaczenia.
Reformatorzy mieli nadto wątpliwości, co do składania dożywotnich ślubow zakonnych. M. Luter też "zagłosował przeciw", żeniąc się z Katherine von Bora.
Ruch monastyczny rodził się jako ruch anachorecki. A, moim skromnym zdaniem, jeden chrześcijanin to żaden chrześcijanin. Nawet Bóg choć jeden jest w trzech Osobach. Pachomiańska reguła cenobityczna była późniejsza. W pewnym stopniu miała ograniczyć ekscesy niepodległych nikomu, często wszczynających burdy, mniszych hord.
Moim skromnym zdaniem ruch monastyczny w Kościołach ewangelickich jest świadectwem nie tyle odrodzenia życia duchowego, to nie musi odbywać się w klasztorach, jak pokazał pietyzm, co świadectwem kryzysu ewangelicyzmu. Tak jak w Egipcie ruch monastyczny był w dużym stopniu reakcją na styl życia pozornie nawróconych, tak monastycyzm ewangelicki jest prawdopodobnie w pewnym stopniu reakcją na sekularyzację i ekscesy inspirowane teologią liberalną. Monastycyzm jest więc kryzysem wspólnoty, świadectwem, że we wspólnocie Kościoła nie można już żyć po chrześcijańsku i że trzeba szukać innej niż ogólnokościelna przestrzeni dla chrześcijańskiego życia.
Pytanie, jakie powinno sobie zatem postawić takie odrodzenie, brzmi: w czym i na ile monastycyzm jest pożyteczny dla wspólnoty całego Kościoła ewangelickiego?
Miejmy nadzieję, że efektem tego odrodzenia nie będzie to, co przydarzyło się mnichowi z Taize, Maxowi Thurianowi, który poddał się papieżowi.