O toż to właśnie: jeśli utożsami się
nous (jako wyższą część duszy) z absolutem, to mamy panteizm, ubóstwienie człowieka i bałwochwalstwo.
U Plotyna wszakże jedno jest ponad
nous (jako pierwszą hipostazą), co nie znaczy, że wskutek emanatyzmu i mistycyzmu nie ma tam panteizmu.
Po prostu zjednoczenie odbywa się poza wszelką dyskursywnością, poza ruchem myśli, poza dialektyką, bo nie ma już myślącego i myślanego. Człowiek stopniowo porzuca wszystko, nawet swoje człowieczeństwo, by stać się "bogiem".
Tę człowieko-boską jedność widać Eckarta, jeśli jego "iskierka duszy" jest czymś doskonalszym i wyższym nad Boga osobowego, tożsamym z "boskością", owym "Abgrund".
To wizja "zbawienia" alternatywna do tego, co proponuje nam Mistrz z Nazaretu.
Celowo piszę "absolutem", nie zaś "Absolutem", bo żywego, osobowego Boga poznajemy tylko o tyle, o ile zechce nam się objawić. U filozofów może być bezosobowy logos, a Logos jest w Prologu do Ewangelii Janowej (interpretuję od hebr.
dabar).
Nie ma żadnego też "czystego rozumu" (a tenże jest u Kanta takim odbóstwionym
nous): stawiam Hamanna przeciw Kantowi: nie da się oddzielić ducha od ciała. Myślenie o myśleniu to intelektualna masturbacja. Jak ktoś lubi...
Filozofia może więc kreować tylko idole. W pewnym sensie pojawia się ona po upadku. Dla takich jak np. Schelling czy Hegel, reinterpretujących Augustyńskie "felix culpa", upadek był czymś pozytywnym, bo skłonił ludzi do filozofowania.
Nie cenili oni wiary, bo człowiek, który zdaje się na wiarę, nie osiąga samowiedzy, wolności i autonomii, tak jak je rozumieli.
Ich systemy to mutacja gnozy, skoro wiedza może "zbawiać" i człowiek sytuuje się niejako naprzeciw Boga (po stronie Szatana).
Dla tych ludzi, w tym Eckharta, "Bóg" utożsamia się z poznaniem. Cóż za wykastrowany "bóg"!
Dla filozofii Bóg musi (!) podporządkować się konieczności - logicznej, etycznej, ale nie dla wiary.
Dla filozofii Bóg nie może umrzeć na Krzyżu, ale nie dla wiary.
Dla filozofii uczynić to, co się stało, niebyłym, to absurd, ale nie dla wiary.
Sprawiedliwy, który nie jest cnotliwy, to dla filozofii nie do pomyślenia, ale nie dla wiary.
Bo Bóg Biblii jest w pełni suwerenny i robi co mu się podoba. Bywa, że nie pęta Go nawet Jego słowo.
Ścisłość filzoficznego dyskursu to pozór. Zresztą nie wszyscy filozofowie o tę scisłość dbają. Co by rzekł neopozytywista o ścisłości Heideggera; dla niego to bezsensowny bełkot; tak jak i zresztą wybitnie intelektualnie "spójny" heglizm.
Dialektyczna konsekwencja to często, prowadzące na manowce, szaleństwo logosu - logika nadaje się do wszystkiego i do niczego: można za jej pomocą tak samo dowodzić, że coś jest, jak i, że nie ma nic. Podobne możliwości logiki pokazywali w
Dissoi logoi już Grecy.
Nie od rzeczy więc Luter nazwał rozum dziwką diabelską.
Co do buddystów też są różni. Większość nie zawraca sobie głowy filozofowaniem. Mnie chodziło o takich pokroju Nagardżuny i Czandrakritiego, którzy używali pokrewnych filozofom greckim procedur intelektualnych, nie po to, by zwalczać poglądy cudze i zastąpić je poglądem własnym, którego nie mają (negacja nie jest tezą, ale "pustką", "pustością" tezy - tutaj wymykają się pułapce zastawionej przez filozofów), ale by wykazać, że żaden pogląd nie da się utrzymać, że rzecz, substancja, czas, istota itp. są złudzeniem; że roszczenie do spójności nie ma żadnych podstaw.
W tym bliscy byli w swoim myśleniu takim sceptykom, jak Sekstus Empiryk. Używali oni dialektyki przeciw samej filozofii, by zamiast filozofować odciążyć umysł i zacząć doświadczać rzeczywistości niejako pozapojęciowo. Poza tym nie ma nic.
Ja powiedziałbym raczej doświadczyć działania Boga żywego w Chrystusie Odkupicielu.
W zasadzie można by na filozofię machnąć ręką, gdyby nie jej praktyczno-polityczne konsekwencje w postaci eksperymentów społecznych na ludziach,
usiłowania budowania "królestwa bożego" na ziemi, czego nowszym, choć pewnie nie ostatnim, przykładem są działania kościelnych libertynów, w istocie pelagian, którzy porzucili wiarę na rzecz rozumu i kłaniają się intelektualnym idolom: marksizmowi, freudyzmowi, feminizmowi i innym tego typu dziwotworom
logosu.
Potwory budzą się wraz z rozumem
Gdy rozum (filozoficzny) śpi, JHWH objawia się na Synaju