Czy kłamstwo zawsze jest grzechem? Dlaczego lepiej go unikać?
Z jednej strony błędne wydaje mi się podejście na zasadzie imperatywu moralnego. Niektórzy chrześcijanie twierdzą, że mówienie nieprawdy jest czymś bezwzględnie złym i nie wolno się do niego nigdy uciekać. W warunkach ekstremalnych, np. w czasie wojny, nietrudno wyobrazić sobie sytuację, gdy przy pomocy oszustwa można uratować ludzkie życie. Trudno mi przyjąć do wiadomości, że takie oszustwo byłoby grzechem. Przykazanie Pańskie zakazuje kłamstwa, które szkodzi drugiemu człowiekowi: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.” [2 Mojż 20, 16] Nie widzę jednak w Biblii bezpośredniego zakazu kłamstwa w każdej sytuacji.
Czasem wskazuje się na werset z Ewangelii, gdzie diabeł zostaje nazwany „ojcem kłamstwa” [J 8, 44]. Atoli w tym samym wersecie diabeł zostaje nazwany „zabójcą”, a jednak rzadziej wskazuje się na zabójstwo jako uczynek bezwzględnie zły. W szczególności w tradycyjnej nauce wielu wyznań chrześcijańskich kara śmierci jest dopuszczalnym środkiem karania w rękach ziemskiej władzy. Tak więc choć co do zasady odebranie życia człowiekowi jest grzechem to w wyjątkowych przypadkach nie jest. Podobnie, jak mniemam, choć co do zasady kłamstwo jest grzechem, to jednak nie zawsze.
Z drugiej strony, widzę zagrożenie w następującym podejściu: „Kłamstwo jest dopuszczalne, jeśli nikomu nie szkodzi.” Chrześcijanin nie może rezygnować z prawdomówności, nawet jeśli czyni to w sposób, który nikogo bezpośrednio nie krzywdzi. Przez brak prawdomówności narażone jest na szwank chrześcijańskie świadectwo. Jeśli ktoś zorientuje się, że nie zawsze trzymamy się prawdy, a potem usłyszy jak mówimy o Chrystusie, to - zupełnie rozsądnie - może mieć wątpliwości czy wszystko co głosimy jest naszym szczerym wyznaniem wiary.