Wysłuchałem ostatnio rzeczonej "debaty". I nasunęło mi się w związku z nią kilka refleksji.
Dla P. Lisickiego (i Cenckiewicza) Kościół to przede wszystkim władza (papieska) i tradycja (nic nowego). Bez władzy papieskiej nie da się ustanowić żadnego "obiektywnego" autorytetu. Tak więc największym "złem" Reformacji byłoby odrzucenie papiestwa w jego średniowiecznym kształcie jako ciała w istocie politycznego. W tej perspektywie władzy Reformacja musi być postrzegana jako "rewolucja" (to narracja wspólna "politycznych" papistów i marksistów).
W wymiarze religijnym papiestwo jawi się prelegentowi jako gwarant obiektywizacji doktryny. Stąd odrzucenie papiestwa będzie tożsame z jej "subiektywizacją". Ten motyw "subiektywizacji" wiary (bo "wiara" to tutaj przede wszystkim potwierdzenie doktryny), stary wytrych rzymskich interpretatorów protestantyzmu, przewija się w wypowiedziach Lisickiego. I prowadzi go do bzdurnych formuł, jak nie tylko to, że M. Luter odrzucał "obiektywne" działanie sakramentu jako środka łaski (tymczasem odrzucał jedynie quasi-magiczny rytualizm), ale to, że człowiek zdobywa usprawiedliwienie sam z siebie mocą własnej wiary (
).
Tutaj widać wyraźnie jak problem władzy (papieskiej) przesłania tym radykalnym papistom Biblię i Chrystusa.
U M. Lutra to Słowo Boże przecież jest tym obiektywnym autorytetem w miejsce ludzkiego autorytetu papieża czy innego biskupa. Usprawiedliwienie zaś jest dziełem nie człowieka, ale Boga. Wiara (rozumiana biblijnie, jako zawierzenie Bożym obietnicom) jest jedynie środkiem. Usprawiedliwienie jest "przez wiarę", ale "z łaski".A łaska jest łaską Bożą, a nie jakimś ludzkim tworem, którego sam sobie człowiek może udzielić. To Bóg decyduje o tym, kto będzie usprawiedliwiony.
Nic nie jest M. Lutrowi bardziej obce niż imputowany mu chyba antropocentryzm i koncepcja samozbawienia.
Można odnieść wrażenie, że dla P. Lisickiego przed sekularyzacją mogłaby nas uratować, o zgrozo, tylko autorytarna, dzierżąca miecz duchowy i świecki, władza papieża.
Jeśli więc gdzieś szukać antropocentryzmu i samozbawienia, to kryje się on dość przewrotnie za papocentryzmem: to papież-człowiek, dzięki swojej absolutnej władzy, mógłby nas uratować
.
Dla mnie jest to tylko jedno z wcieleń, jakie przybiera nowoczesność z jej wiarą w samozbawczą moc człowieka. Bo przypomina mi się F. Dostojewskiego Legenda o Wielkim Inkwizytorze z "Braci Karamazow"
.