przez Jonah » Śr kwi 10, 2013 10:16
Patrzycie na kwestie gospodarcze z pragmatycznego punktu widzenia. To, co sprzyja tzw. rozwojowi gospodarczemu jest dobre, a to co go hamuje jest złe. Dla mnie ważna jest jednak też perspektywa etyczna. Aby rozwój gospodarczy nie odbywał się kosztem człowieka. Ekonomia nie jest dla mnie ważniejsza od etyki. Dlatego istotne jest zabezpieczenie praw słabszych. A tym słabszym w relacji pracodawca-pracownik jest właśnie pracownik. Te prawa trzeba zabezpieczyć, bowiem człowiek nie jest „z natury” dobry i kiedy da mu się we wszystkim wolną rękę będzie szerzył zło.
Kapitalizm wymaga m. in. kumulacji kapitału oraz systemu kredytowego. Kapitalista czyni z zysku cel sam w sobie, a pomnażanie bogactwa staje się celem jego życia. Kumulacja kapitału czyni ludzi bogatymi. Nakłada w ten sposób jednak na nich garb, który znacznie utrudnia im wejście do królestwa Bożego, o czym mówi Jezus.
Aby się z tymi ewangelicznymi wątpliwościami uporać, trzeba oddzielić sferę interesu od religii i etyki. Ale to dopiero dzieło oświecenia. To właśnie oświeceniowe wyzbycie się religijnych i moralnych skrupułów dało potężny impuls kapitalizmowi. „Duch kapitalizmu” pojawia się tam, gdzie słabnie wiara.
Niekiedy mówi się, że protestantyzm, zwłaszcza kalwinizm, sprzyjał kapitalizmowi, bo J. Kalwin dopuścił pożyczkę na procent, co wcześniej było zakazane jako lichwa. System kredytowy, o czym nie chce się pamiętać, to właśnie lichwa – choć dla kamuflażu dziś tej nazwy się nie używa.
Kapitalizmowi miało też sprzyjać nowe, wywiedzione z sola fide, pojęcie powołania. Człowiek nie musiał już zabiegać o niebo i mógł skoncentrował się na działalności wewnątrzświatowej. Dla M. Lutra ta działalność jednak to była praca pożyteczna dla wspólnoty, jak zajęcie rolnika czy rzemieślnika. Reformator natomiast wrogo odnosił się do handlu i lichwy, broniąc w ten sposób właśnie interesów ludzi zajmujących się pracą ręczną. M. Luter pisał o pieniądzu jako wynalazku diabła (!). Lichwę potępiał U. Zwingli i teologowie anglikańscy. M. Bucer choć dopuszczał handel, jednocześnie twierdził, że nikt bardziej nie szkodzi społeczeństwu niż kupcy. J. Kalwin dostrzegł w pieniądzu nie tyle środek kumulowania kapitału, co środek pomocy bliźniemu, świadczenia miłosierdzia. Dlatego potępiał pożyczanie na procent ubogiemu. Biednym i potrzebującym należy pożyczać bez nadziei zysku. Życie z lichwy jest, według niego, niegodne chrześcijanina, bo zysk taki jest niegodziwy i nieuczciwy. Dopuszczał kredyt produkcyjny. Jednak pożyczka winna być tak skalkulowana, by zysk kredytobiorcy był równy lub większy, od tego, który przynosi pożyczony pieniądz. Wierny miał sam w swoim sumieniu rozważyć udzielenie jakiej pożyczki może być uczciwe. Jeszcze w XVII w. zgromadzenie purytańskie zdecydowało, że „lichwa jest gorszącym grzechem, który powinien być karany powieszeniem zatwardziałego grzesznika”. Nawet jeśli inni kalwini dopuszczą lichwę, to pozostawią władzom prawo do ustalenia wysokości stopy oprocentowania. To wszystko stawia pod znakiem zapytania tezę M. Webera wywodzącego kapitalizm z ducha kalwinizmu, który wydaje się przecież dość odległy od leseferyzmu (J. Kalwin sądził, że państwo powinno nadzorowć życie ekonomiczne!).
Niemniej niektóre jego spostrzeżenia wydają się trafne. Dopiero bowiem w środowisku kalwińskim powołaniem stała się wszelka praca przynosząca zysk. Dlaczego tak się stało? O dziwo z motywów religijnych, których współczesny kapitalizm się pozbył jako zbędnego balastu. O ile luteranin mógł się uznać za wybranego, bo posiadał wiarę, to XVII w. kalwinista, kiedy to podkreślono doktrynę o predestynacji, zaczął poszukiwać znaków, które upewnią go o wybraniu. I wierzył, że odnalazł je odnosząc sukces w gromadzeniu bogactwa. Czuł się pewniejszy zbawienia im więcej posiadał, aby więcej posiadać – więcej pracował.
Czasem prowadziło go to do obojętności na los bliźniego. Wbrew J. Kalwinowi, który podkreślał rolę miłosierdzia w realizowaniu chrześcijańskiego powołania i protestował przeciw tym, którzy „bogacą się krwią i potem biedaków”, nie godził się, by rolnicy i rzemieślnicy pracowali „dla jednego bankiera, który rozsiadł się, ściąga daninę z pracy wszystkich dokoła”. Reformator przeciwstawiał się wprost duchowi kapitalizmu: „Królować nam powinna godność człowieka i ci, którzy posiadają wiele dóbr, choć mogą, nie powinni jednak z nich sami korzystać. Powinni dzielić się z tymi, którym tych dóbr brakuje, i wspierać w biedzie każdego wedle zdolności i możliwości” (co oczywiście nie jest pochwałą lenistwa, bo uważał, że tych, którzy mogą a nie chcą pracować wspierać nie należy). Chrześcijanin zaś nie powinien „pracować dla zysku, dążyć do bogactwa choćby kosztem bliźniego, gromadzić w każdym miejscu wszystko, co mogłoby zaspokoić naszą chciwość”.
Kiedy pooświeceniowi amerykańscy potomkowie purytanów wyzbyli się już motywacji religijnej i kalwińskiego umiarkowania, słowa Jezusa ukazały swoją prawdę. Kumulowane przez pokolenia bogactwo zostało wykorzystane w celach czysto egoistycznych i pozwoliło pogrążyć im się w niekontrolowanym hedonizmie, co pociągnęło za sobą destrukcję chrześcijańskiej moralności. Ale to już nie należy do dziejów protestantyzmu, ale pogańskiej reakcji. Nie jest przypadkiem, że Kościół Szatana powstał właśnie w USA. Bo to właśnie filozofia Antona LaVeya, jego założyciela, oparta na egoizmie, hedonizmie i promiskuityzmie, najpełniej wyraża antychrześcijańsiego ducha współczesnego kapitalizmu, z jego wojną wszystkich przeciw wszystkim o wolne środki na koncie, które w sposób swobodny dysponuje się na coraz wymyślniejsze rozrywki, kiedy przegrany w tej walce zdycha na ulicy.