A ja nie
Co prawda, jestem konserwatywny, jeśli chodzi o kwestie obyczajowe, ale liberalizm gospodarczy mnie nie przekonuje. Jak pomyślę, że niektórzy chcą sprywatyzować wodę, a może i powietrze, to ogarnia mnie groza. Dla mnie jest to jeszcze jedna utopia, która stawia człowieka w miejsce Boga.
Poza tym, kiedyś jeździłem do pracy pociągami i często bywałem na dworcach. Jakoś nie byłem w stanie spoglądać na koczujących tam bezdomnych chłodnym okiem i wmawiać sobie, że sami wybrali dla siebie takie życie, więc należy zostawić ich samym sobie, niechaj spokojnie skonają.
Poza tym, jeśli używamy tutaj słowa "liberalny" to raczej nie chodzi o idee ogranicząjące funkcję państwa w życiu społecznym i gospodarczym. Nieco bliższy jest sens "amerykański", czyli określanie tak wszelkiej maści i fasonu lewicowców. Jednak chodzi tutaj zwłaszcza o tych, którzy usiłują uczynić z Kościoła polityczną agendę dla szerzenia swoich idei społecznych i obyczajowych. A przecież Kościół nie jest "do wszystkiego".
Osobiście np. uważam, że ważna jest troska o środowisko naturalne. Ale czy szerzenie idei ekologicznych jest piewszorzędnym zadaniem Kościoła? Jeśli Kościoł będzie głosił Ewangelię, a ludzie będą tego słuchać, to uświadomią sobie, że to nie oni, ale Bóg jest Panem stworzenia i niszcząc środowisko naturalne tak naprawdę zachowuję się jak złoczyńcy plądrujący cudzą winnicę.
Najważniejsze chyba jednak znaczenie słowa "liberalny" wiąże się z teologią liberalną, która pod wpływem oświecenia, zakwestionała wiele tradycyjnych doktryn teologicznych. M. in. podważyła naprzyrodzony charakter Biblii i jej nieomylność; opierając się zamiast tego na świeckich naukach, kwestionuje np. Boskość Jezusa, Jego cuda, w tym Zmartwychwstanie, dziewicze poczęcie, powtórne przyjście; wprowadziła nowe pojęcie zbawienia, które koncentruje się na doczesności, zakwestionowawszy pojęcia grzechu i zła, propaguje premisywizm moralny oraz idzie w kierunku synkretyzmu religijnego, który uznaje wszystkie tradycje religijne za równorzędne.