sq8kfm napisał(a):Idąc tokiem myślenia ks. Uglorza słowo "reformacja" oznacza rozwój, postęp.
Czy możesz wskazać, którą wypowiedź ks. Uglorza przytaczasz?
Właśnie takie rozumienie reformacji jest moim zdaniem problemem. Zupełnie mija się z intencją reformatorów, którą było uwolnienie Kościoła od średniowiecznych nadużyć i wątpliwych praktyk, w które obrósł na przestrzeni wieków, a które przysłaniały to, co jest sednem chrześcijaństwa, czyli Ewangelię. Jakiekolwiek praktyczne zmiany, jakie z tego wynikały - np. zniesienie celibatu, czy nieuznanie papiestwa - nie były nowinkami, tylko powrotem do wcześniejszego stanu. (Przynajmniej w argumentacji reformatorów. Można się spierać czy tak rzeczywiście było, ale dla reformatorów to było jedyne akceptowalne uzasadnienie dla wprowadzania zmian.) Celibat wprowadzono o ile pamiętam w XI w., więc z punktu widzenia Reformacji był czymś bliższym teraźniejszości niż starożytności. Prymat papieża rozwijał się na przestrzeni wieków i nigdy nie został uznany przez wschodnie Kościoły. Reformatorzy darzyli wielkim szacunkiem Ojców Kościoła i starożytne wyznania wiary i często podkreślali, że nie wymyślają nic nowego.
Problem z traktowaniem Reformacji jako "postęp" jest taki, że to zrywa ciągłość z wiarą i praktyką wcześniejszych pokoleń. To prowadzi do lekceważenia, a nawet pogardy wobec historycznego Kościoła: jeśli przez 2000 lat "nie traktował kobiety jako człowieka", czy też był pod wpływem "patriarchalizmu", "homofobii" itd., to czy można traktować go poważnie w jakiejkolwiek innej kwestii? Czy ludzie wyznający taką "ideologię nienawiści", jakiej rzekomo do niedawna był pełny Kościół, mogą być dla nas autorytetami? Efekt jest taki, że w liberalnych Kościołach nawet apostoła Pawła uważa się w niektórych kwestiach za zły przykład chrześcijaństwa, a w kazaniach wyśmiewa się ideę, że Biblia mogłaby być źródłem ponadczasowych zasad moralnych.
Inne podejście do progresywizmu, to relatywizm: "kiedyś to może i było słuszne, ale
w dzisiejszych czasach nie jest". Pytanie, czym różnią się "dzisiejsze czasy" od wcześniejszych - czy XX-wieczny sekularyzm przyniósł nam jakieś nowe objawienie? Kto decyduje o tym, co jest słuszne w danym momencie? Większość? Trendy w społeczeństwie? Postęp techniczny i naukowy zmienił kontekst, w jakim stosujemy ogólne ponadczasowe zasady? (To ostatnie mogłoby być uzasadnieniem, ale potrzebne jest zastosowanie do konkretnego przypadku. Nie słyszałem takiej argumentacji w kwestii ordynacji kobiet.)
Zasada "Kościół nieustannie reformujący się" (Ecclesia semper reformanda) jest często interpretowana zupełnie przeciwnie do intencji: jako "Kościół stale dostosowujący się do otaczającej rzeczywistości i czasów". Tymczasem w rzeczywistości jest to "Kościół stale oczyszczający się z wpływu otaczającej rzeczywistości i czasów, stale powracający do tego, co wspólne i ponadczasowe."
Co do ordynacji kobiet, osobiście aktualnie nie mam zdania nt. tego, na ile to jest ważna kwestia teologiczna, więc się nie wypowiadam. Natomiast ogólnie podobnie jak Grzegorz (w artykule) jestem bardzo sceptyczny wobec idei "Kościoła idącego z duchem czasów".