Jestem w trakcie lektury książki "Dominion" Toma Hollanda, gdzie ukazany zostaje wpływ różnych wydarzeń historycznych na kulturę Zachodu. Autor wskazuje na Reformację jako jedną z przyczyn rozpowszechnienia się idei antychrześcijańskich w późniejszych wiekach. Co istotne, nie czyni tego w stylu prymitywnych rzymskich apologetów, którzy Reformację samą w sobie uważają za antychrześcijańską. Schemat, który przedstawia Holland, wygląda mniej więcej następująco:
1. Reformacja od początku była związana z pluralizmem poglądów. Wśród radykalnych protestantów występowały skrajne różnice. W szczególności wśród anabaptystów byli zarówno zwolennicy zbrojnej walki z wrogami Boga, jak i pacyfiści. Luter początkowo naiwnie wierzył, że chrześcijanie wyzwoleni spod jarzma papiestwa dojdą do jednomyślności, jednak srodze się zawiódł. Z czasem zaczął się obawiać, że tolerowanie licznych herezji doprowadziłoby do zmiany postrzegania samego pojęcia prawdy i rozpowszechnienia relatywizmu.
2. Wśród radykalnych protestantów bardzo wcześnie pojawiła się idea, że kluczowym źródłem poznania woli Bożej nie jest Pismo Święte, lecz bezpośrednie natchnienie Ducha Świętego. Sumienie było ważniejsze, niż nauka instytucjonalnego Kościoła. W XVII-wiecznej Anglii taką postawę przejawiali m.in. kwakrzy. Znane były nawet przypadki publicznego spalenia Biblii przez kwakrów. Współcześnie taka postawa wciąż występuje u radykalnych charyzmatyków.
3. Na mocy pokoju w Westfalii rzymscy katolicy i ewangelicy w Niemczech otrzymali wolność wyznania. Również w innych krajach nasiliły się głosy wzywające do wolności religii. W Niderlandach wielkim zwolennikiem wolności religii był Baruch Spinoza, który miał kontakt z kwakrami, a jako filozof opowiadał się za panteizmem - Bóg był dla niego tożsamy z prawami przyrody. Filozof opublikował książkę, w której podważał podstawowe dogmaty chrześcijaństwa. Zdaniem Hollanda: Geniusz Spinozy polegał na wykorzystaniu strategii Lutra i Kalwina do walki z papiestwem i wymierzeniu jej w samo chrześcijaństwo. (...) Nawet jego najbardziej kontrowersyjne twierdzenia - że wiara w cuda to nonsens, a dokładne badanie Pisma wskazuje, że jest ono dziełem ludzkim, a nie Bożym - były protestanckimi argumentami, posuniętymi do ekstremum.
Zastanawiam się czy opisany efekt końcowy był możliwy do uniknięcia. Wydaje mi się, że punkt 2. jest krytyczny. Radykalni protestanci, których Luter nazywał marzycielami prezentowali zupełnie inne podejście do religii, niż to, które historycznie charakteryzowało chrześcijan. Formuła Zgody (1577 r.) czyni następującą wzmiankę: Odrzucamy i potępiamy też herezję entuzjastów, którzy zmyślają, iż Bóg ludzi do siebie przyciąga, oświeca, usprawiedliwia i zbawia, i to bez jakichkolwiek środków, bez słuchania Słowa Bożego i bez sprawowania sakramentów. [O wolnej woli, Negativa VI]
Wydaje mi się uzasadnione twierdzenie, że taki radykalny protestantyzm musiał doprowadzić do relatywizmu i kwestionowania chrześcijaństwa jako takiego. Pytanie czy reformacja wittenberska musiała doprowadzić do radykalnego protestantyzmu?