Nie wydaje mi się, abyśmy jako Kościół Ewangelicki NIE wierzyli w pochwycenie. Nie spotkałam się z jakimś zdecydowanym zaprzeczaniem czy odcinaniem się. Raczej jest tak, że niespecjalnie poświęca się temu uwagę. Chodzi przecież o to, aby żyć jak uczeń Chrystusa "tu i teraz".
Jeżeli będzie faktycznie pochwycenie Kościoła i dzięki naszemu naśladowaniu Chrystusa będziemy mieli w tym udział - to świetnie, nikt zapewne nie będzie narzekał
A jeśli pochwycenia nie będzie w takim sensie jak je rozumieją dosłownie niektóre wolne Kościoły - to też nic nie szkodzi. Nie dlatego mamy naśladować Chrystusa, aby uniknąć nieprzyjemności w rozwoju historii ludzkości.
Zauważ, że w KEA na nabożeństwie skupiamy się raczej na "marana tha". Prosimy Jezusa nie o to, by pochwycił swój Kościół, ale aby przyszedł do nas powtórnie.
Zresztą każdy z nas doświadczy swojego własnego osobistego "pochwycenia" przez Boga w momencie śmierci.
Tak więc prędzej czy później jakkolwiek rozumianego pochwycenia wszyscy się doczekamy, na szczęście.