Dzień dobry/dobry wieczór!
Bardzo mi miło dołączyć do Waszego forum. Przeglądam je już od jakiegoś czasu, i dzisiaj - właśnie po jednej z takich dłuższych lektur - postanowiłem dołączyć w przekonaniu, że znajdę tutaj ludzi myślących wystarczająco podobnie, by nie każda dyskusja kończyła się klasyczną internetową wojną i na tyle odmiennie, by umysł pozostawał czujny i wygimnastykowany ;).
Może zacznę od mojej - być może nieco specyficznej - historii. Moja mama pochodzi z rodziny katolickiej, a rodzina od strony taty jest związana z KEM niemal od początku jego istnienia w Polsce. Jako dziecko byłem wychowywany w mocno ekumenicznym duchu - raz msza u Katolików, innym razem nabożeństwo "u taty" w zborze - być może dlatego wydawało mi się to takie normalne i naturalne - w końcu wszyscy wierzymy w tego samego Boga. Presja rówieśnicza, ale też brak zdecydowanego "przywództwa" ze strony rodziców sprawił, że gdy przyszedł czas komunii, tak jak każde inne dziecko zapragnąłem prezentów, imprezki i kopert z kasą . Potem wiadomo - bierzmowanie, i tyle mnie widzieli. Od mniej-więcej 16 roku życia rzadko było można mnie spotkać w Kościele, nie licząc świąt (od długiego czasu już tylko u Metodystów - po konwersji mamy) i innych wydarzeń szczególnych.
Zawsze uważałem się za osobe wierzącą, jednak de facto sprowadzało się to do agnostycyzmu. Będąc w Wielkiej Brytanii i przeżywając ciężkie chwile zacząłem odwiedzać Kościół Baptystów, bo było mi tam najbliżej. Bardzo mi to wtedy pomogło, ale po powrocie do Polski wróciłem do starego stylu życia (tj. poszedłem w melanż, i to taki gruby). Paradoksalnie, najwięcej dał mi związek, który dalej trwa i ma się dobrze, z bardzo mocno wierzącą katoliczką. Wiem, że tego typu kwestie są trudne, bo będąc wychowanym między dwoma różnymi wyznaniami roszczę sobie mocno obiektywne spojrzenie na różnice między nimi i moje szansę na powrót do KRK są niemal zerowe, z drugiej strony moje "ekumeniczne" wychowanie również pomaga, a wspólnie na pewno umacnia nas chęć dążenia do prawdy i Boga, o wspólnych modlitwach nie wspominając .
Ale być może za dużo gderam. Sytuacja jest taka: chodzę regularnie do Metodystów, czasem, będąc u rodziny mojej lubej, chodzimy do KRK z jej rodziną. Raz byliśmy razem na nabożeństwie luterańskim i bardzo nam się podobało - myślę, że to może być dobra ścieżka dla nas obojga. Jest też inna kwestia dotycząca mojego zainteresowania KEA, a jest nim po prostu pragnienie wspólnoty. U Metodystów czuję się jak w domu, ale przyznam, że stopniowo jest nas coraz mniej, a średnia wieku dramatycznie wzrasta. KEA ma o wiele większą obecność w Polsce, stąd moje główne pytanie:
Czy w rejonie Śląska i Zagłębia funkcjonuje jakaś wspólnota KEA, która ma aktywną społeczność studentów/ludzi przed 30 bez rodzin? Wiem, że ostatecznie to nie powinno zaważyć na wyborze Kościoła. KEA i tak odwiedzę (prawdopodobnie padnie na Szopienice za 2 tygodnie), ale nie ukrywam, że jestem osobą towarzyską i chętnie poznam nowych ludzi .
Z góry dziękuję za odpowiedzi, a także za przeczytanie tej ściany tekstu. Cieszę się, że mogłem się podzielić z wami choć kawałkiem mojej historii. Do zobaczenia/przeczytania!