Dzień dobry,
na wstępie chciałbym prosić, żebyście nie osądzali mnie i nie krytykowali, tylko spróbowali zrozumieć - ja też nie przyszedłem krytykować Was ani prowokować.
Właśnie skończyłem 40-kę a w Pana Jezusa, po przeczytaniu Nowego Testamentu, uwierzyłem prawie 20 lat temu. Problem polega na tym, że najdłużej, 7 lat bez przerwy, chodziłem do bardzo mocno sekciarskich protestantów, czyli darbystów [oficjalna nazwa: Stowarzyszenie Zborów Chrześcijan w RP, znani te jako bracia zamknięci, closed brethren]. Problemy zaczęły się, gdy wreszcie od nich odszedłem. Są oni bardzo sekciarscy, mają jedynie słuszny sposób odczytywania każdego fragmentu Biblii [zaczerpnięty od Johna Nelsona Daby'ego, Kelly'ego, Mackintosh'a i jeszcze paru XIX-wiecznych Brytyjczyków]. Gdy trwałem w darbystycznym sosie i przyjmowałem każde wyjaśnienie jako prawdziwe, to świat wydawał się w miarę poukładany. Niestety, pewne sprawy budziły moje zastanowienie - np. dlaczego praktycznie odmawiali wszystkim innym chrześcijanom zbawienia, dlaczego zajmowali się najwięcej wydarzeniami na Ziemi po tzw. "pochwyceniu", po którym rzekomo miało już nie być chrześcijan na Ziemi i jeszcze wiele innych kwestii. Chodziłem do nich razem z mamą i w pewnym momencie oboje stwierdziliśmy, że nie da się tam już dłużej wytrzymać, bo klimat był duszny, sekciarski, wyjaśnienia nie mogły być podważane itp.
Od czasu odejścia od darbystów wziąłem na poważnie również inne wyznania, także katolicyzm i od tej pory zacząłem proces poszukiwań, który nie tylko się nie skończył, ale doprowadził mnie do totalnej konsternacji. Nie potrafię odnaleźć się w wielości wyznań. Raz bliżej mi do katolicyzmu, raz do protestantyzmu, ostatnio myślałem nawet o prawosławiu, czasem bliższy jest mi luteranizm, czasem nurt ewangelikalny. Zasadniczo moje poglądy są konserwatywne pod względem moralnym i nie tkwię w żadnym trwałym grzechu, który "wyrzuca mnie" ze społeczności. Wręcz przeciwnie, będąc obecnie katolikiem [jeszcze] uczęszczam normalnie do spowiedzi, staram się przestrzegać katolickich nakazów, nie uwikłałem się w jakieś zniewolenie, które oddala mnie od Boga. Oczywiście grzechem można nazwać samą chwiejność, ale ja mówię o sprawach moralnych, żeby nikt mi nie zarzucał, że nie mogę się odnaleźć, bo np. żyję w konkubinacie.
Od Boga oddala mnie totalna niemożność odnalezienia wyznania, z którym w dużej mierze mógłbym się utożsamić. Ostatnio, będąc zachęcony przez spowiednika, zacząłem dokładniej badać katolicyzm, bazując na źródłowych dokumentach, śledząc katolickie media itp. I doszedłem do wniosków, do jakich dochodzą tradycjonaliści albo nawet sedewakantyści - że KRK jest obecnie zupełnie innym doktrynalnie kościołem, niż 100 lat temu. To jest teraz taka nieokreślona mieszanka - ni to katolicka, ni protestancka. Nie chcę zanudzać szczegółami, bo nie o to tutaj chodzi, tylko o to, że wbrew deklaracjom nie dostrzegam, aby KRK przechowywał cały czas ten sam, niewzruszony depozyt wiary. Jakiś charyzmatyzm, jakiś neokatechumentat przypominający protestancki ruch, na dodatek ze stopniami wtajemniczenia, pentekostalne msze z modlitwą o uzdrowienie, medytacje mantrą, na dokładkę papież wypisujący encykliki o globalnym ociepleniu i wzywający do sprowadzania islamskich oprawców zamiast prześladowanych przez nich chrześcijan.
Od katolicyzmu oczekuję, że albo wierzą w sprawowanie najświętszej ofiary [nie rozstrzygam, czy to prawda, czy nie - chodzi o spójność poglądów], albo traktują to jako pamiątkową wieczerzę. Albo bełkotanie losowymi sylabami jest prawdziwym darem Ducha Świętego, albo podróbką. Albo przewracanie się po pacnięciu w czoło jest działaniem Ducha Świętego, albo hipnozą sceniczną. Albo Reformacja była radosnym wydarzeniem godnym uczczenia, albo, z katolickiego punktu widzenia, dramatem rozbicia zachodniego chrześcijaństwa. Nie przesądzam, tylko oczekuję KONSEKWENCJI. Bo jeśli katolicyzm chce być jak protestantyzm, to ja po prostu wybieram protestantyzm. Jeżeli jednak ma do zaoferowania duchowo coś więcej [7 sakramentów], to niech tego pilnuje. I niech weryfikuje, czy cuda są prawdziwe, czy to tylko podróbki.
Piszę, bo kończą mi się pomysły na realizowanie swojej wiary w obrębie jakichś instytucji i liczę, że może ktoś z Was przeżywał podobne stany i znalazł jakieś rozwiązanie.
P.S.
Modlę się codziennie [własnymi słowami] i czytam Biblię. Miałem okres totalnego zwątpienia w Boga, ale on minął. Teraz wątpię w instytucje.