Nie czuję się kompetentny, by dokonywać jakichś trafnych analiz tej sytuacji, ale różne myśli po głowie mi chodzą.
Po pierwsze, Niemcy z pokoleń powojennych byli nieco porażeni nazizmem (mówię 'nieco', bo było w tym sporo hipokryzji), co sprawiło, że instynktownie zwrócili się ku politycznej lewicy, czyli z deszczu pod rynnę. Teraz dmuchają na zimne i są nadreaktywni, jeśli chodzi o kwestię rasizmu. Może być tak, że politycy obawiają się, iż antyislamizm przybierze formy radykalne i doprowadzi do odrodzenia skrajnej prawicy. To przekonanie umacniają takie ekscesy:
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy- ... zetu/696q9. Stąd też może opowiedzenie się organizacji żydowskiej po stronie kontrdemonstrantów. Efektem radykalizacji rdzennych Europejczyków mogłaby być wojna na nieprzewidywalną skalę. A tego chyba zbyt wielu nie chce.
Po drugie, tę tendencję wzmacnia to, że wielu z tych, którzy dziś często są wysokimi urzędnikami, nie tylko kościelnymi (ich młodość przypada na lata 70-te), było uczestnikami ruchu nowej lewicy (nawet jeden z głównych ideologów ruchu w Niemczech, Rudi Dutschke, uważał się za chrześcijanina). Oni niosą w swojej mentalności ślady tej ideologii. Stąd to zaangażowanie EKD czy ŚFL w ekologię i genderyzm, czy, ogólnie, polityczne zorientowanie działalności Kościoła.
Po trzecie, urzędy kościelne w Niemczech rozumiane są w kategoria zawodu i kariery; okupują je ludzie, którzy wybierają teologię jako kierunek studiów zawodowych, bywa że z tej racji, iż się gdzie indziej nie dostali (trzeba pamiętać, że po maju 68 uniwersytety stały się rozsadnikami lewicowych ideologii, które studenci chłoną jako 'wiedzę naukową'). Tacy ludzie pozbawieni są głębszej duchowości. Stać ich w związku z tym jedynie na działalność polityczną. Ich interpretacja chrześcijaństwa jest powierzchowna, właśnie ideologiczno-polityczna.
Po czwarte, związki lewicy z muzułmanami są dawne. Antyamerykanizm, antyliberalizm, antykapitalizm czyni z lewicowców niejako naturalnych sojuszników tych, którzy walczą z cywilizacją atlantycką. A dziś w awangardzie tej walki jest niewątpliwie radykalny islam. Warto przypomnieć, że cele rewolucyjnego czy reformistycznego, czyli tego, który opanował dziś polityczne elity Zachodu, socjalizmu są takie same. Tylko metody inne. Także urzędnicy kościelni, jako zwolennicy polityki lewicowej, będą zatem islamu bronić.
Po piąte, lewica dobrze wie, że to właśnie rzesze muzułmanów są ich wyborcami ze względu na świadczenia socjalne. Mam wrażenie, że np. w Szwecji, być może ma to znaczenia też w Niemczech, lewica wygrywa głosami imigrantów. Tak więc liberalna polityka imigracyjna może mieć nie tylko motyw ideologiczny.
Po szóste, nie bez znaczenia jest np. w Niemczech i Szwecji dziedzictwo cezaropapizmu. Mimo tego, iż doszło do rozdziału Kościoła i państwa, Kościół nadal idzie na pasku państwa, które dziś jest lewicowe, więc i Kościół wspiera ideologie lewicowe.
Po siódme (choć miałbym nadzieję, że to tylko moja antytotalitarna i wolnościowa paranoja), może być tak, że ludzie o poglądach lewicowych celowo infiltrują urzędy kościelne, by wykorzystać tę instytucję, zgodne z ideą A. Gramsciego, jako narzędzie realizowania polityki lewicowej. To byłby już horror. Ale jak patrzę na feministki na urzędach kościelnych, nic innego w tym nie widzę.
Ps. bywasz, Witoldzie, na posiedzeniach PTEw? Ostatnio realizowane są tematy, które mogą wszystkich zainteresować.