przez Martin76 » Wt sty 12, 2016 21:14
Wydaje mi się, że nie doszliśmy do sedna sprawy. Niewiele pomoże samo otwieranie kościołów, ładna gra na organach (koncerty) czy jakieś akcje - to są rzeczy ważne, ale krótkotrwałe i często nieprzekonujące ludzi niewierzących czy religijnie obojętnych / zbuntowanych / obrażonych (w tym przypadku mówię o moim KRK, choć znając pewną liczbę tego typu przypadków większość z nich uważam za bazujące na błahych czy kuriozalnych powodach). Zastanówmy się, co przyciągało do chrześcijaństwa ludzi 2000 czy 1500 lat temu i czy to coś jest dziś aktualne? Czy musimy jako wierzący wymyślać proch i odkrywać Amerykę? Nie sądzę. Moim zdaniem wielką wartość mają tu: autentyczna wspólnota wiernych, jej modlitwa, wzajemne więzi i praktyka wiary na co dzień zwłaszcza w relacji do drugiego człowieka, jak najczęstsza liturgia w kościele, dostęp do duchownych, ich świadectwo wiary i ich stała / częsta obecność w kościele / przy kościele - nazwijcie to jak chcecie. Piszę to na podstawie funkcjonowania mojej parafii KRK w Częstochowie, jednej z większych w mieście (ponad 10 tysięcy ludzi na papierze, aktywnych z tego ok. 35 %), której do powyższego ideału, zwłaszcza w kwestii wspólnoty, wiele brakuje. Pochwalam postawę naszych 6 księży, którzy wkładają sporo czasu i wysiłku, aby to wszystko ogarnąć. Pewnie pominąłem coś istotnego, ale to, co wyżej napisałem, może przyciągnąć, moim zdaniem, ludzi do Chrystusa, do Kościoła, a nie fajerwerki, reklamy, banery i cały nowoczesny marketing, którego nie potępiam, ale mu na tym polu zbytnio nie ufam. PS. Rozumiem, że funkcjonowanie parafii ewangelickich w diasporze niesie ze sobą zupełnie inne problemy niż dużej parafii rzymskokatolickiej, ale chciałem ująć temat ogólnie i na własnym doświadczeniu.