Świątynia jeszcze stoi, ale Arki w niej już nie ma. Podobnie w tych Kościołach. Istnieją jeszcze one,ale wiary tam chyba już nie ma. Gdzie nie ma wiary, pojawia się sytuacja "śmierci Boga". Kiedy patrzę na takie wspólnoty jak EKD czy SK mam wrażenie, że trwają one w świadomości, że "Bóg umarł", ale nie mają odwagi, albo chęci - bo te intutucje przydają się dla celów lewicowej indoktrynacji - wyciągnąć z tego konsekwencji i trwają w jakiejś formie zakłamania niby kultywując to, co uważa za chrześcijańskie uczynki. Nie ma jednak w tym motywu wiary. Ta jest właśnie, jak się zdaje, martwa, bo Bóg może "umrzeć" tylko jako wiara w sercu człowieka. W miejsce wiary wchodzi jako motyw ideologia polityczna. To polityka staje się przestrzenią realizowania się dekadenckiego postchrześcijaństwa.
W horyzoncie "śmierci Boga", gdzie nie sposób znikąd oczekiwać Odkupienia, człowiek bierze sprawę zbawienia we własne ręce, prowokując paroksyzmy politycznego moralizmu. Ale budowanie przez człowieka "królestwa Bożego" własną mocą nigdy nie kończy się dobrze. Ktoś zawsze musi w związku z tym ucierpieć, zostać wykluczony, a następnie w jakiś sposób unicestwiony.
I jeszcze, jak zwykle trafny, komentarz Aleksandry Rybińskiej:
https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/4525 ... -niemczech