Jako, że Paweł pokazał mi ten temat, to z racji mojej codziennej pracy (muzyk kościelny) nie omieszkam nie wtrącić paru zdań.
Na wstępie mogę powiedzieć, że katolicy często zazdroszczą ewangelikom takiego zaangażowania w śpiew. Ponadto, organiści chwalą sobie podejście innych do swojego zawodu właśnie u ewangelików - nie sprowadza się ich do roli zapychaczy dziur, śpiewajnistów, organistów-kantorów-psałterzystów-zmieniaczy slajdów w jednym.
W innym wątku co nieco napisałem właśnie o zaangażowaniu wiernych w śpiew. Być może admin przeniesie to tutaj.
Pieśni protestanckie są bardzo dostojne, z ciekawą, nie popylinową melodią. Należy wspomnieć, że i katolicy niektóre z nich śpiewają.
Ktoś wspomniał o wyciszeniu organów - jeśli jest na nabożeństwie sporo ludzi to nie ma bata - organy muszą grzmieć i swoją selektywną barwą prowadzić ludzi. Akompaniament musi być dynamiczny a nie zagnieciony na 3-4 akordach.
Schola lub kantor - wspaniałe rozwiązanie. To zawsze pomaga w utrzymaniu ludu (oczywiście oprócz organów).
Tak więc powinniście doceni to, co macie, bo w KRK szczególnie w Polsce, muzyka jest spychana na margines, ludzie nie śpiewają na przy organach siedzi śpiewajnista-showman, do tego przy ołtarzu kolejna gwiazda rycząca w mikrofon - jeden swoje, drugi swoje i ludzie przestają zupełnie w tym uczestniczyć, ale kasę zawsze dają i kręcić się wszystko dalej...
Co do oazowo-podobnych scholek z bardzo podejrzanym "estradowym" repertuarem, to wybaczcie, ale lepiej tego nie komentować...