przez Herbert » Pn paź 24, 2016 20:12
Eucharystia jako Ofiara Dziękczynienia. Polemika ze spłyconą praktyką Sakramentu Ołtarza
Moja żona, katoliczka, powiedziała kiedyś po nabożeństwie luterańskim: Nawet dobre kazanie, ale tu brakuje przecież drugiej połowy! Bo niestety do Komunii Świętej można u nas przystąpić tylko raz w miesiącu. Ale nawet wtedy czuję jakiś brak. Cała liturgia eucharystyczna jakby się zatrzymuje na wspomnieniu Wielkiego Piątku – jest raczej Pamiątka a nie radosną ofiarą. Owszem, to słowo jest nadużywane, i na pewno nie można „powtórzyć” Jedynej Ofiary Jezusa na Krzyżu – tym niemniej Prawdziwa Obecność Żywego Chrystusa obejmuje również Jego Zmartwychwstanie i Jego Chwałę po Prawicy Ojca. Oraz Ducha Świętego, który nas uzdalnia do Uwielbienia Boga Trójjedynego. Więc Eucharystia musi też być ofiarą dziękczynienia: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków. Amen.” Tego niestety u nas już się nie słyszy.
Prawosławni dobrze wiedzą, że Zmartwychwstanie (w realność którego nie tylko Bultmann nie wierzy) jest tu kluczem: „A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza; jesteście jeszcze w swoich grzechach. (…) Jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni.” (1 Kor 15, 17. 19).
Jezus żyje! A Eucharystia ciągnie nas w górę! Zatrzymywanie się tylko na legalistycznym Usprawiedliwieniu, bez aspektu Uświęcenia, jest bardzo wygodne dla liberałów i łatwo może prowadzić do zadowolenia się „tanią łaską”, przed którą już Bonhoeffer ostrzegał. Wtedy Łaska Odpuszczenia grzechów jest traktowana jedynie jako ich „przykrycie”. Jednak to nie jest Zbawieniem! Owszem, Bóg Ojciec jest miłosierny, ale jest też Sędzią sprawiedliwym. Ponieważ Jezus Chrystus zapłacił za nas najwyższą cenę, należy w to Zastępcze Odkupienie nie tylko „wierzyć” (intelektualnie je uznawać), lecz nasza wiara powinna też przynosić owoce. Nie tak, jak pewien Bartosz Makuch napisał: „Nie jest możliwe wyzbycie się przez człowieka grzechu. I nie jest możliwe uczynienie czegokolwiek bezgrzesznie. (...) Żyje w stanie całkowitego skażenia ze względu na swoją naturę, jednak działająca przezeń łaska Boża pozwoli nazwać człowieka jednocześnie grzesznym i sprawiedliwym. Teologia reformowana z kolei pójdzie jeszcze dalej i stwierdzi, że każdy człowiek jest w całkowicie beznadziejnej sytuacji grzechu oraz ucieczki od Stwórcy. Totalnie zły stan duchowy człowieka nie pozwala mu na uczynienie niczego dobrego; jego grzeszność jest permanentna. Nie ma więc różnicy między kłamstwem, morderstwem, rozwiązłością, brakiem gościnności, złością, biernością, osądzaniem bliźnich i nietolerancją.”
Albo jak zarzucają nam katolicy: „Jeżeli jesteśmy łajnem, to nie ma znaczenia czy grzeszymy i czy dalej jesteśmy łajnem: jesteśmy przecież cali przykryci przez śnieg Chrystusa.”
Odpowiedź znajdujemy w Piśmie Świętym: „Cóż więc powiemy? Czyż mamy trwać w grzechu, aby łaska była pełniejsza? Żadną miarą! Jeżeli umarliśmy dla grzechu, jakże możemy żyć w nim nadal? Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia ciała grzesznego dawny nasz człowiek został z Nim współ-ukrzyżowany po to, byśmy już dłużej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, został wyzwolony z grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus, powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie.” (Rz 6, 1-11)
Nasze zbawienie nie kończy się na odpuszczeniu grzechów. Wiara żywa jest zaufaniem, oddaniem swego życia w ręce Chrystusa, całkowitym powierzeniem się Trójcy Świętej. Wraz z Chrystusem codziennie umieramy i codziennie musimy wracać do Łaski Chrztu. W każdej Liturgii Eucharystycznej „wchodzimy” (przez Epiklezę, która niestety też jest często omijana) w Uobecnienie Ofiary Chrystusa, która się dokonuje TERAZ, a nie tylko 2000 lat temu (bo przecież Chrystus umarł też za MOJE grzechy popełnione w XX/XXI wieku), czyli (jako wierzący już Usprawiedliwieni z Łaski) współ-„ofiarujemy” SIEBIE W CHRYSTUSIE, w Jego Ciele (Kościół jako Ciało Chrystusa). Choć niewiele możemy Mu dać (a już na pewno niczego nie „dodać”), to Bóg raduje się z naszej ofiary – Ofiary Dziękczynienia i Uwielbienia „in Christo” – w Chrystusie!
Trochę światła na to wszystko dają nam tajemnicze słowa św. Pawła: „Teraz raduję się z cierpień, które za was znoszę i dopełniam na ciele moim niedostatku udręk Chrystusowych za ciało Jego, którym jest Kościół...” (Kol 1, 24). Kiedyś Gandhi zarzucił liberalnemu Zachodowi „próżną religijność bez ofiary”, odpoczywanie na laurach źle rozumianej (jako banalna taniocha) Darmowej Łaski „zawsze przecież Miłosiernego Boga”. Dlaczego nie modlimy się częściej za Prześladowanych Chrześcijan? Przecież jesteśmy z nimi Jednym Ciałem! W naszych obchodach 500-lecia Reformacji powinniśmy nie tylko nawiązać do Lutra (na którego niestety powołują się dziś najróżniejsi ludzie, i to nie zawsze w dobrej intencji), ale przede wszystkim powrócić do Listów św. Pawła – do Biblii, do niesfałszowanego Słowa Bożego. Niestety inaczej musiałbym przyznać rację naszemu nieco zagubionemu koledze, który kiedyś na Spotkaniu Biblijnym wykrzyknął, że „Projekt Reformacji” po blisko 500 latach dziś niestety zbankrutował i trzeba zacząć wszystko od nowa (od katolików). Ja jednak ciągle wierzę w przebudzenie, ożywienie i odrodzenie naszego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Bo przez częste uczestnictwo w Sakramencie (po grecko „mysterium”!) Ołtarza, przez częsty kontakt z Obecnym, Żywym, Zmartwychwstałym i Uwielbionym Chrystusem, Jego słowa: „Idź i odtąd już nie grzesz” (J 8, 11) i dla nas mogą się stać rzeczywistością.